Śledczy Europejskiego Urzędu do spraw Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) rozpoczęli kontrolę w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. To pokłosie afery, w wyniku której stanowisko stracił Jacek Żalek. Tymczasem na granty wciąż czekają uczciwi przedsiębiorcy, którzy z politycznymi układami nie mają nic wspólnego. - Już raz zaufaliśmy, że ta współpraca będzie przebiegać płynnie, a tak się nie stało - mówi prezeska jednej z takich firm.
- Polska dzisiaj przez działania Narodowego Centrum Badań i Rozwoju będzie miała w Europie łatę złodzieja - uważa Krzysztof Gawkowski, poseł Nowej Lewicy.
Po wybuchu afery dotyczącej wyłudzeń grantów przez ludzi związanych z politykami władzy, po serii dymisji w NCBR i w rządzie, i w końcu po kontrolach przeprowadzanych przez polskie instytucje, teraz do akcji wchodzą śledczy Europejskiego Urzędu do spraw Zwalczania Nadużyć Finansowych. Sprawdzą, czy i kto popełnił przestępstwo, przydzielając firmom, które nie spełniały warunków, unijne granty.
- OLAF nie wchodzi po to, żeby skontrolować i powiedzieć "wszystko jest fajnie, wszystko jest w porządku". OLAF wchodzi po to, żeby pokazać raport, z którego wynika, że pieniądze europejskie zostały wydatkowane niezgodnie z przeznaczeniem - mówi Tomasz Trela, poseł Nowej Lewicy.
To rząd sprawuje bezpośredni nadzór nad Narodowym Centrum Badań i Rozwoju i to politycy władzy mieli wpływ na obsadzanie tam kluczowych stanowisk. Najpierw robił to wiceminister funduszy i polityki regionalnej Jacek Żalek, który po wybuchu afery musiał podać się do dymisji.
Teraz za NCBR odpowiada minister funduszy i polityki regionalnej Grzegorz Puda. - Robimy wszystko, aby wyjaśnić, w jaki sposób doszło do ewentualnych nieprawidłowości. Oczywiście, o wynikach możemy państwa informować na bieżąco - zapewnia Grzegorz Puda.
Różne kontrole i śledztwa trwają już od prawie trzech miesięcy i na razie nic konkretnego nie ustalono. Politycy władzy mówią dziś jednym głosem, że nieprawidłowości zawsze się zdarzały, a po to są organy ścigania i procedury, żeby się nimi zająć. - Ten system sam się nie zrodził. Ten system został zbudowany przez polityków PiS, przez ludzi Kaczyńskiego, i za ich przyzwoleniem - uważa Dariusz Joński, poseł Inicjatywy Polska.
Uczciwi przedsiębiorcy bez wsparcia
Cały program dotyczył 117 firm, którym przyznano granty na łączną kwotę 800 milionów złotych. Po ujawnieniu przez media i opozycję nieprawidłowości w co najmniej kilku przypadkach w marcu wypłaty do wszystkich firm zostały wstrzymane. Teraz NCBR poinformowało, że w przypadku pięciu stwierdzono nieprawidłowości, 25 wniosków skierowano do kolejnej oceny, dwie firmy się wycofały, a 85 projektów zweryfikowano pozytywnie. Ta ostatnia grupa, choć z opóźnieniem, ma granty dostać.
Zarówno firma 1strike pani Lucyny, która jest producentem oprogramowania antyhakerskiego, jak i aplikacja pana Marka, która kierowana jest do pacjentów onkologicznych wymagających psychoterapii, to projekty w pełni innowacyjne i społecznie ważne. Oba bez unijnych grantów nie mogą być rozwijane.
- Mamy obietnicę, że w ciągu najbliższych dni pojawi się umowa i będziemy mogli projekt dalej rozwijać. Zdecydowanie przez ostatnie miesiące żyliśmy w niepewności - przyznaje Marek Ostrowski, założyciel spółki Prosoma.
To wszystko oznacza, że firmy na realizację i rozliczenie projektów dostaną nie rok, a sześć miesięcy. Do tego nie ma jeszcze pewności, jak te środki będą im wypłacane. - Najpewniej nie będą możliwe zaliczki wypłacane do firm, które dostały ten grant, tylko całość rozliczenia projektu będzie w większości odbywać się na zasadzie refundacji. Co jest niezwykle trudne w przypadku, kiedy już raz zaufaliśmy, że ta współpraca będzie przebiegać płynnie, a tak się nie stało - mówi Lucyna Szaszkiewicz, prezeska firmy 1strike.
Źródło zdjęcia głównego: tvn24