Ponad dwa i pół roku leży w sejmowej zamrażarce prezydencki projekt ustawy w sprawie aborcji, bo partia władzy nie chce zmienić drakońskich przepisów. Po tragediach w szpitalach i protestach ulicznych jest czas na zmiany.
Minęły 32 miesiące, od kiedy prezydent złożył swój projekt dotyczący aborcji i od kiedy Sejm się projektem nie interesuje. - Na pewno oczekiwaniem pana prezydenta jest, aby jego projekty ustawy były procedowane bez zbędnej zwłoki. Oczywiście, że tak - komentuje Marcin Przydacz, szef Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta RP.
W październiku 2020 roku, kilka dni po wyroku w sprawie aborcji, Andrzej Duda zaproponował, by zamiast zlikwidowanej przesłanki o ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniu płodu wprowadzić przesłankę o wadach letalnych. Jeśli dziecko miałoby urodzić się martwe lub umrzeć po porodzie, aborcja byłaby legalna. - Jeśli pan prezydent zgłasza jakiś projekt do laski marszałkowskiej, to oczywiście uznaje, że te rozwiązania są dobre i warte wprowadzenia - mówi Paweł Szrot, szef gabinetu Prezydenta RP.
Sejm już trzeci rok ignoruje uprawnienia prezydenta. Sam prezydent w piątek, przy okazji dziecięcego turnieju piłkarskiego, zapytany o swój projekt, unikał odpowiedzi.
Strach lekarzy
Polityczki, prawniczki i aktywistki mówią, że nie tędy droga. - Ustawa prezydenta nie uratuje zdrowia i życia kolejnym kobietom, bo ani przypadek pani Izabeli z Pszczyny, ani przypadek pani Agnieszki, ani Justyny, ani pani Ani, ani tym bardziej przypadek pani Doroty, która zmarła w szpitalu w Nowym Targu, to nie są przypadki związane z tą ustawą - komentuje Katarzyna Kotula z Nowej Lewicy. - My nie potrzebujemy rozszerzania katalogów sztucznie i pompowania jakichś kolejnych przesłanek, bo to, co dzisiaj już mamy, widzimy, że nie działa - dodaje Aleksandra Kosiorek, radczyni prawna, grupa Prawniczki Pro Abo.
Jeśli Andrzej Duda istotnie chce skorzystać ze swoich uprawnień, pilnie potrzeba innej ustawy - mówią kobiety. - Musi znieść karę więzienia za pomoc przy aborcji, konieczne jest przeprowadzenie dekryminalizacji aborcji - wylicza Magdalena Biejat z partii Razem. - Lekarze straciliby taką zasłonę argumentacyjną, że oni nie wykonują tych aborcji, bo przecież boją się prokuratora - podkreśla Kamila Ferenc, prawniczka z Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny "Federa".
Co gorsza nawet ci, którzy legalne aborcje wykonują, wolą tego nie ujawniać. Prawniczki Federy w 2021 roku pilotowały w polskich szpitalach około 700 aborcji z przesłanki życia i zdrowia kobiety. Ale w oficjalnych statystykach szpitale wykazały ich 32. - Kobiety, które przerywają ciążę w polskich szpitalach, dostają w dokumentacji na wypisie, że to było "indukowanie poronienia" albo na przykład cesarskie cięcie, czyli wyraźnie widać, że lekarze boją się w dokumentacji medycznej wpisać, jaki zabieg wykonali - mówi Natalia Broniarczyk z organizacji Aborcyjny Dream Team.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24