Ciężko ranni ukraińscy żołnierze i cywile mają szansę na leczenie i rehabilitację w Polsce i w innych krajach Europy. Pomagają im ratownicy medyczni, którzy wożą ukraińskich pacjentów do Polski.
Znalazł się w miejscu, w którym większość nie chciałaby się znaleźć, i widział rzeczy, których większość nie chciałaby zobaczyć. Andrij cudem przeżył rosyjski ostrzał, ale rany okazały się poważne, dlatego trafił do lwowskiego szpitala - tak jak setki innych cywilów i żołnierzy.
- Gdyby tu zostali, byliby kalekami, nie mieliby szans na rehabilitację. Bez pomocy zachodnich partnerów nigdy nie wróciliby do normalnego życia - mówi Natalia Matolinietes, dyrektorka szpitala we Lwowie.
Rannym w ostrzałach być może uda się wrócić do normalnego życia i to dzięki polskim medykom, którzy wożą ukraińskich pacjentów do Polski, gdzie są odbierani przez ratowników z Hiszpanii, Norwegii czy z Niemiec.
- 20 karetek i 40 pacjentów: to raz w tygodniu od dwóch miesięcy. Natomiast coraz częściej zdarzają się mniejsze konwoje - mówi Jakub Bałaban, ratownik medyczny z Fundacji Humanosh.
Dla Andrija to podróż ostatniej szansy. Ranny w nogę i plecy w okopie w obwodzie donieckim mówi jednak o szczęściu, bo kilka dni później - gdy leżał już w szpitalu - zginęli prawie wszyscy z jego 50-osobowego oddziału.
- Leżałem i sam do siebie mówiłem: Bóg chciał, żebym żył, bo najwidoczniej ma dla mnie jeszcze jakieś zadanie - wyznaje ukraiński żołnierz.
Nieoceniona pomoc medyków z Polski
Od początku wojny polskim medykom udało się przewieźć ponad 300 ukraińskich pacjentów. Każdego dnia polskie karetki przekraczają granicę z Polski do Ukrainy i z Ukrainy do Polski, i robią to de facto na własny koszt - z inicjatywy i przy wsparciu Fundacji Humanosh, ale bez środków rządowych.
Żona Macieja Dąbka pochodzi z Ukrainy i dla tego warszawskiego ratownika to wystarczający powód, aby własną karetką ruszyć do miejsca, w którym toczy się wojna. Choć - jak mówi - przekroczyć granicę było ciężko.
- Bałem się, że nie wrócę, że osierocę dzieci, ale w końcu się odważyłem, bo stwierdziłem, że kolejny zespół, kolejna karetka, jest w stanie zabrać kolejnego pacjenta lub dwóch pacjentów - mówi Maciej Dąbek.
W polskim konwoju jest kilka zagranicznych karetek - z Niemiec i Wielkiej Brytanii. Nie ma ukraińskich, bo one są potrzebne na miejscu, ale to nie znaczy, że wśród ratowników nie ma Ukraińców.
- To jest moja ojczyzna, to są moi ludzie. To wy Polacy pomagacie, a my nie będziemy nic robić? Tak po prostu nie dam rady żyć - wyznaje Olga, ukraińska lekarka.
Samolot do Niemiec na leczenie i rehabilitację to nowy rozdział w życiu rannych. Trudno sobie wyobrazić, by mógł być otwarty bez bezinteresownej pomocy medyków z Polski.
Autor: Jacek Tacik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24