Przemawiając w Chełmie, Jarosław Kaczyński przekonywał, że Polska pod rządami PiS to wyspa wolności i demokracji. W ramach tej wolności minister zdrowia ujawnia dane wrażliwe lekarza, który ośmielił się mieć inne zdanie niż on, CBA przejmuje dokumentację z 30 lat pracy doktor ginekolog, a prokurator ujawnia dane ofiary napaści. Co może zrobić obywatel, kiedy władza sięga po jego dane?
- Od pana premiera oczekujemy wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do członka polskiego rządu - informuje Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. Sto towarzystw naukowych zbiera się, by zareagować na to, co zrobił minister Niedzielski jednemu z lekarzy.
Gdy Piotr Pisula poskarżył się na problemy z wypisywaniem recept, minister zdrowia ujawnił, jakie leki lekarz wypisał dla siebie. - Łamie prawo do prywatności dziś lekarza, a za chwilę być może władza publiczna postanowi złamać prawo do prywatności każdego obywatela, tylko dlatego, że obywatel będzie chciał skrytykować władzę - mówi Przemysław Rosati. Minister mówi, że miał do tego prawo, więc lekarze wymieniają inne przykłady. - Kolejny raz, kiedy aparat państwa podaje publicznie dane osoby, której dotyczy jakaś sprawa, to jest sytuacja z pacjentką panią Joanną, to jest nie do wyobrażenia - twierdzi Anna Bazydło z Porozumienia Rezydentów.
Gdy minister zdrowia "w obronie interesów pacjentów" ujawnił, jakie leki wypisał dla siebie poznański lekarz, komendant główny policji Jarosław Szymczyk z równie ważkich powodów przed całą Polską ujawnił prywatne sprawy dotyczące związku pani Joanny i tego, na co się leczyła.
Gdy prokuratura zainteresowała się rzekomym pomocnictwem w aborcji szczecińskiej ginekolożki, CBA w poszukiwaniu dowodów w sprawie jednej pacjentki wyniosło intymną dokumentację medyczną kilku tysięcy kobiet. Bliski współpracownik ministra Ziobry, broniącego skazanej za chuligański rozbój Mariki M., ujawnił imię i nazwisko ofiary tego rozboju. Też przed całą Polską. - Władze publiczne bardzo chętnie ujawniają dane osobowe czy ofiar przestępstw, czy lekarzy, pacjentów, de facto po to, żeby załatwić jakieś swoje interesy - uważa Krzysztof Izdebski z Fundacji imienia Stefana Batorego.
Co może zrobić obywatel?
Władza zapewnia, że jest gwarantem bezpieczeństwa obywateli. - Bezpieczeństwa na polskich ulicach, naszego spokojnego życia, naszego prawa do tego, żeby żyć spokojnie - wyliczał w niedzielę w Chełmie prezes Jarosław Kaczyński. Opozycja jednak bije na alarm. - Po raz kolejny widzimy, że wielki brat patrzy - podkreśla Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka Nowej Lewicy. Zbliżają się wybory, a prywatność obywateli może być w nich narzędziem - słyszymy. - PiS zagląda Polakom za firanki, zagląda do kuchni, zagląda do sypialni, teraz jeszcze zaczęli sprawdzać, jakie kto ma choroby - zauważa Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu z PSL.
Jak zwykły obywatel może się przed tym bronić? Może poskarżyć się prokuraturze, na której czele stoi Zbigniew Ziobro, albo iść do Urzędu Ochrony Danych Osobowych. - Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych dał się poznać jako osoba, która raczej wykonuje działania zgodne z linią partii - zaznacza Krzysztof Izdebski. Partii, która ma wszelkie narzędzia, by publicznym czynić to, co prywatne, intymne i osobiste. - To już jest postawione na głowie. To pokazuje, że dane osobowe służą władzy - mówi Wojciech Klicki z Fundacji "Panoptykon".
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN