Prawo i Sprawiedliwość znów uderza w rząd. Tym razem chodzi o powódź na południu Polski. Politycy PiS krytykują premiera Donalda Tuska, sugerując, że nie ostrzegał wystarczająco przed nadchodzącym żywiołem. Ponadto Mariusz Błaszczak krytykuje to, że nie powstało więcej zbiorników retencyjnych. Tymczasem to Marek Gróbarczyk, ówczesny minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, uznał w 2019 roku, że są "psu na budę".
W TVN24, całodobowej telewizji informacyjnej, meldunkom służb towarzyszyły zdjęcia tego, co się stało na południu Polski, i przygotowań do tego, co się może stać. Każdy Polak mógł usłyszeć wszystko to, co służby mówią premierowi Donaldowi Tuskowi. Nie były cenzurowane komunikaty ani wojska, ani straży pożarnej, ani policji. Nie były nawet cenzurowane wątpliwości i pretensje premiera do służb meteorologicznych.
- Mamy do czynienia ze sprzecznymi w tej chwili komunikatami ze strony Instytutu Meteorologii i hydrologów tutaj, jeśli chodzi o bezpośrednie zagrożenie dla Wrocławia - stwierdził we wtorek premier Tusk podczas obrad sztabu kryzysowego.
ZOBACZ TEŻ: Kolejne powiaty objęte stanem klęski żywiołowej
Dla PiS ta polityka informacyjna jest zła albo fatalna. Mówi o winie Tuska. - Aparat państwowy nie działa, bo musiałby zaprzeczyć słowom wodza, Donalda Tuska - mówił na konferencji prasowej Mariusz Błaszczak, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
PiS, który jeszcze w sobotę organizował antyrządową demonstrację w Warszawie, skrytykował premiera, który już w piątek był na terenach zagrożonych i organizował sztab kryzysowy. Szef rządu powiedział wtedy, że "prognozy nie są przesadnie alarmujące", ale na tym komunikacie Donald Tusk nie poprzestał - mówił o zagrożeniu i mobilizacji wojska. - Dzisiaj nie ma powodu, aby przewidywać zdarzenia w jakiejś skali, która by powodowała zagrożenie na terenie całego kraju - podkreślał.
Marek Gróbarczyk: kolejne zbiorniki są psu na budę
Podczas obrad sztabu kryzysowego we Wrocławiu w ciągu półtoragodzinnego raportu służb nikt nie powiedział, że wszystko jest rewelacyjnie. Za to PiS w krytyce Donalda Tuska poszedł tak daleko, że uderzył w siebie. Na konferencji prasowej Mariusz Błaszczak twierdził, że to przez brak zbiorników retencyjnych jest powódź. Część planowanych zbiorników powstała, ale część - nie.
- Kolejne nie powstają z dwóch przyczyn. Po pierwsze z ulegania religii klimatycznej przez obecnych rządzących, a potem, drugi argument, z ulegania Niemcom - twierdził poseł PiS. Jednak to rząd PiS uznał, że kolejne zbiorniki retencyjne "są psu na budę" i ich nie budował. - Przede wszystkim wylewa w Kotlinie Kłodzkiej, więc dla nas jest podstawą, żeby to zabezpieczyć. Natomiast jest czymś nieodpowiedzialnym zaplanowanie kolejnych dziewięciu zbiorników, jak to mówią: chyba psu na budę - stwierdził w 2019 roku Marek Gróbarczyk, ówczesny minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
Teraz PiS próbuje obciążać innych. Były minister edukacji Przemysław Czarnek wskazuje, że budowa nowych zbiorników została "oprotestowana przez lewactwo".
Warto przypomnieć, że wśród oprotestowujących zbiorniki byli ekolodzy i politycy ówczesnej opozycji, ale to PiS rządziło, to PiS decydowało i wręcz się chwaliło niebudowaniem zbiorników retencyjnych w Kotlinie Kłodzkiej, o czym świadczyła wypowiedź z 21 maja 2019 roku Przemysława Dacy, ówczesnego prezesa Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie. - Nic nie będziemy realizowali - zapewniał. Antoni Macierewicz w opublikowanym komunikacie, w czasie trwającej w Polsce powodzi, wysyła polskiego premiera do Berlina. "Donald Tusk chciał zostać mężem opatrzności, ratując przed powodzią... Wyszło tragicznie. Panie Premierze, proszę wracać, najlepiej do Berlina - tutaj tylko przeszkadzasz. Lans zrobisz później" - napisał w serwisie X.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN