Zaczęło się od protestu w szpitalu w Tarnowie, dziś podobne są w kilkudziesięciu innych. Pielęgniarki walczą o należne im - zgodnie z ustawą - podwyżki. Dyrektorzy szpitali wymyślają sposoby, jak pielęgniarkom nie płacić, a pielęgniarki zastanawiają się, po co mają podnosić swoje kwalifikacje.
Im lepiej wykształcona pielęgniarka, tym lepiej dla wszystkich, ale tylko do momentu wypłaty. Stąd wydłużająca się z każdym dniem lista miast, w których szpitale zamiast przewidzianych przepisami podwyżek zależnych od zajmowanego stanowiska, proponują pielęgniarkom degradacje. Konsekwencją tych degradacji jest narastająca w pielęgniarkach złość.
- Pan pracodawca sobie wymyślił sobie, że zatrudnia pielęgniarki z najniższym wykształceniem, czyli po co żeśmy się uczyły - pyta Krystyna Dębkowska, przewodnicząca regionu pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Przewodnicząca regionu śląskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Iwona Borchulska mówi: jesteśmy w placówkach nie wartością, tylko kosztem.
W Tarnowie tłumaczą, że w sumie bez względu na wykształcenie każda pielęgniarka robi to samo. - Wykonują te same czynności i w tym przypadku szpital nie widzi potrzeby aż tak dużego zróżnicowania tych wynagrodzeń - wyjaśnia Damian Mika, rzecznik prasowy Szpitala Wojewódzkiego imienia świętego Łukasza w Tarnowie.
W Krakowie twierdzą, że po prostu trzymają się przepisów. - Panie pielęgniarki złożyły zawiadomienie o konieczności skontrolowania przez inspekcję pracy sposobu wdrożenia zapisów ustawy. Ta kontrola się odbyła w szpitalu. Nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości - mówi Bolesław Gronuś, dyrektor finansowy Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Po co się kształcić?
Różnica między pielęgniarką po liceum a po wyższych studiach i specjalizacji jednak jest - taka jaka między pięcioma a siedmioma tysiącami złotych. - Pracodawca wysyłał koleżanki na specjalizację, zrefundował częściowo koszty, a dzisiaj uznaje, że mu ta specjalizacja nie jest potrzebna - tłumaczy Anna Staniuk, przewodnicząca regionu dolnośląskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
- Panie nie chcą w tych szkoleniach uczestniczyć, bo zadają pytanie "po co?". I tu jest problem, bo to wszystko przekłada się potem na opiekę nad pacjentami - podkreśla Bożena Grodny-Wilk, przewodnicząca Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Tarnowie.
System, już od lat niestabilny z powodu braku pielęgniarek, z powodu braku pieniędzy, chwieje się jeszcze bardziej. - W momencie, kiedy inna placówka podnosi o parę złotych pensje, personel po prostu zabiera torbę, mówi dziękuje i wychodzi - mówi Bernarda Pruś-Dobras, przełożona pielęgniarek w Miejskim Centrum Medycznym im. dr. Karola Jonschera w Łodzi.
Z poczucia krzywdy przeciwko szpitalom zaczynają sypać się wnioski do sądów pracy. Kolejny krok to ogólnopolski protest. Pielęgniarki żądają od Ministerstwa Zdrowia uporządkowania przepisów. Redakcja "Faktów" TVN miała do resortu w tej sprawie pytania, ale nie znalazł się chętny do zabrania głosu.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24