Taką traumę trudno sobie wyobrazić - pacjentka ze Świecia ją przeżyła. Obudziła się z narkozy w trakcie operacji. Zalał ją ból i kompletna niemoc. Leki wyłączające świadomość przestały działać, ale te zwiotczające mięśnie - nie. Kobieta nie była w stanie krzyczeć o pomoc. Po latach jest wyrok sądu: 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
- Czułam się jak zamknięta w trumnie. Po prostu. I dla mnie to było przerażające - opowiada pani Beata Szulz, która przez 30 minut była operowana bez znieczulenia. Przez 30 minut czuła ból, który można tylko próbować sobie wyobrazić. - Pierwszą moją myślą było to, czy ja w ogóle żyję, bo wewnątrz człowieka jest strasznie ciemno - mówi była pacjentka.
Anestezjolog, która znieczulała panią Beatę, przyznała przed sądem, że faktycznie zauważyła u pacjentki lekki ruch ręką, ale to zignorowała.
- Powiedziała, że się śpieszyła, że wypisał jej się długopis, że poszła do toalety, i to wszystko działo się w czasie tej operacji - przekazuje adwokat Aneta Naworska. Przyznała, że nikt na sali operacyjnej nie chciał uwierzyć pacjentce, że niemal przez całą operację czuła wszystko.
- Zapadła ogromna cisza. Konsternacja w sali, nie wiedzieli, co powiedzieć, podejrzewam. Natomiast pani doktor się odezwała słowami "co też pani opowiada" - wspomina pani Beata.
200 tysięcy złotych zadośćuczynienia
W 2014 roku, gdy pani Beata opowiedziała redakcji "Faktów" TVN swoją historię po raz pierwszy, powiadomiliśmy ówczesnych szefów szpitala o tym, o czym powinni dowiedzieć się od swoich podwładnych. Tylko jedna z pielęgniarek w swoim raporcie odnotowała, co opowiedziała pokrzywdzona.
Pani Beata, walcząc z bólem na stole operacyjnym, wsłuchiwała się w każde słowo i zapamiętała między innymi rozmowę pielęgniarek o wpisach do pamiętników ich dzieci. Lekarka i szpital muszą zapłacić pokrzywdzonej 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
- Biegli wskazywali w tych opiniach na to, że ta ilość środka, który był potrzebny do tego, aby ona pozostawała w uśpieniu w toku tego zabiegu operacyjnego, była podana niewłaściwie - mówi Sylwia Suska-Obidowska, rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.
Wiceprezes Nowego Szpitala w Świeciu Łukasz Płaza odmówił odpowiedzi na pytania, czy ta sama anestezjolog nadal pracuje w szpitalu i czy poniosła konsekwencje. To pierwszy wygrany w Polsce proces w sprawie o wybudzenie śródoperacyjne.
"Wybudzenia śródoperacyjne są i są one również w Polsce"
- W Polsce nie ma prawa precedensowego jak w Anglii, ale prawda jest taka, że wszyscy prawnicy szukają wyroków wydanych w podobnych sprawach. Sądy też posługują się takimi wyrokami - tłumaczy adwokat Aneta Naworska.
Wyrok nie jest prawomocny, ale opinie biegłych trudno będzie podważyć. - W końcu głośno udało się powiedzieć: wybudzenia śródoperacyjne są i są one również w Polsce - mówi profesor Waldemar Machała, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Centralnego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Pani Beata ma nadzieję, że inni zoperowani żywcem pacjenci pójdą jej śladem. - Pani psycholog w zasadzie to w niczym mi nie pomogła, bo stwierdziła, że tak naprawdę takie wybudzenia zdarzają się raz na milion i powinnam się czuć wyjątkowo. Tych słów też nie zapomnę - dodaje.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24