Zgodnie z procedurą próbnej ewakuacji windy i schody ruchome zostają wyłączone. Tylko co mają zrobić niepełnosprawni, którzy zostali na peronie? Radzić sobie sami? W Poznaniu w takiej sytuacji znaleźli się pan Marek z żoną.
Na dworcu w Poznaniu ogłoszono próbną ewakuację. Na peronach wyłączono windy i schody ruchome. Pan Marek z żoną wysiedli z pociągu na umówioną wizytę u lekarza. Wbrew temu, co twierdzi kolej, nie byli w stanie się wydostać. Spanikowana kobieta biegała, wzywając pomocy. Kolej się dziwi, że oni się bali. PKP nie rozumie, dlaczego wystąpiło tak duże poczucie zagrożenia u osoby z niepełnosprawnością - skoro pociągi kursowały, ewakuacja hali dworca była sprawna i nie wzbudzało to zaniepokojenia u innych pasażerów. Parą uwięzioną na peronie nikt się nie zainteresował. - Gdyby on leżał, ja bym dostała zawału z tego stresu. Nikogo to nie obchodzi - mówi Iwona Galewska, żona Marka Galewskiego.
Brak zrozumienia
Policjanci i strażacy wystąpili tam jedynie w roli statystów. - Pole do popisu, tak to nazwę, zarządcy obiektu. To on miał przede wszystkim sprawdzić swoich ludzi - uważa mł. bryg. Kamil Witoszko z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu. - Brak organizacji. Tu ewidentnie kolej dała... Że tak powiem - mówi pan Marek. Dla nich ewakuacja to była wieczność. Ciężko jednak od przewoźnika doczekać się przeprosin. - Ręce rozkładamy. I nie wiem, czy przez tory się czołgać? Czy co robić? - pyta żona pana Marka.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN