- Dla polskich kobiet to bardzo ważna wiadomość - tak mówią lekarze, patrząc na dane z NFZ. Widać w nich, że jeżeli tendencja wzrostowa się utrzyma, to liczba legalnych aborcji w tym roku może zbliżyć się do tej sprzed wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Co w praktyce to oznacza?
W danych dotyczących aborcji coś drgnęło. - Wzrosty są obiecujące, to jest dobry sygnał - komentuje Antonina Lewandowska z Fundacji Na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA. - To oznacza bezpieczeństwo i spokój dla naszych pacjentek, dla polskich kobiet, to jest bardzo ważne - podkreśla prof. Filip Dąbrowski, kierownik Oddziału Ginekologiczno-Położniczego w Szpitalu Bielańskim w Warszawie.
CZYTAJ TAKŻE: Profesor Socha: zgwałconemu transpłciowemu mężczyźnie w trzech ośrodkach odmówiono aborcji
Tylko do końca sierpnia szpitale przeprowadziły 530 tak zwanych indukcji poronień. To zarówno ciąże usunięte w wyniku aborcji, jak i samoistne obumarcia płodu. Jak informuje "Rynek Zdrowia" - przez cały ubiegły rok takich indukcji było 509, dwa lata temu jeszcze mniej.
- Sytuacja polityczna spowodowała, że pacjentki śmielej o tym rozmawiają, nie boją się zwrócić do lekarza z zapytaniem, co mają z taką ciążą zrobić - zauważa prof. Ewa Wender-Ożegowska, krajowa konsultantka ds. położnictwa.
Co się zmieniło?
Choć nie zmieniło się prawo, to zmienia się klimat i podejście. Narodowy Fundusz Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia za odmowę zabiegu zaczęły szpitale karać.
- Mówimy tutaj o działalności organizacji kobiecych, które są trochę wspierane przez działalność systemową, kary są nakładane na szpitale i to z pewnością także przynosi efekty - wskazuje Antonina Lewandowska.
Zauważają to także w tych nielicznych szpitalach, które wcześniej na siebie brały problematyczną kwestię wykonywania większości zabiegów aborcji i do których po pomoc pacjentki zjeżdżały z całego kraju. - Z moich obserwacji wynika, że może tak być, ponieważ coraz więcej pacjentek uzyskuje świadczenie w okolicy miejsca zamieszkania - ocenia dr Gizela Jagielska, ginekolożka i zastępczyni dyrektora ds. medycznych Powiatowego Zespołu Szpitali w Oleśnicy.
Jeśli tendencja wzrostowa się utrzyma, liczba aborcji w tym roku może zbliżyć się do tej sprzed wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej. Choć i wtedy tysiąc zabiegów rocznie było oficjalną fikcją.
- Powinniśmy zrobić tak, żeby była wyższa i to kilkudziesięciokrotnie - mówi prof. Maciej Socha, Konsultant Województwa Kujawsko-Pomorskiego ds. Położnictwa i Ginekologii.
"Jest ta wola, żeby jednak zacząć to robić"
W Polsce większość aborcji wykonuje się poza państwowym systemem - w domu lub za granicą. - Zakładamy, że ogólna liczba przerwań ciąży to kilkaset dziennie, a więc ta liczba statystyczna, o której mówimy, jest bardzo niewielka - wskazuje Maciej Socha.
CZYTAJ TAKŻE: "Trauma, z której pacjentka będzie się leczyć do końca życia". Co jest nie tak z prawem aborcyjnym w Polsce
By wzrosła, niezbędne są zmiany w prawie, które wciąż się nie dokonały. Doktor Gizela Jagielska wskazuje na dekryminalizację, ale ważne tutaj jest też przeszkolenie lekarzy, którzy z powodu restrykcyjnego prawa z aborcją od lat nie mają po prostu do czynienia.
- Szereg lekarzy zwracało się do mnie z zapytaniem, w jaki sposób coś wykonać, gdzie dostać sprzęt, tak że na pewno są ośrodki, które do tej pory nie wykonywały aborcji albo wykonywały ją w bardzo ograniczonym zakresie, ale jest ta wola, żeby jednak zacząć to robić - ocenia Gizela Jagielska.
Wolę warto wspomóc też wiedzą. - Przed nami bardzo długa droga, bo ta opieka jest po prostu potrzebna na dużo, dużo większą skalę - zaznacza Antonina Lewandowska.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24