"To jest czysta maszyna propagandowa". Tak na Węgrzech traktowano wolne media

"To jest czysta maszyna propagandowa". Tak na Węgrzech traktowano wolne media
"To jest czysta maszyna propagandowa". Tak na Węgrzech traktowano wolne media
Fakty TVN
"To jest czysta maszyna propagandowa". Tak na Węgrzech traktowano wolne mediaFakty TVN

Media służą obywatelom, a nie władzy – to podstawowa zasada. Tak jak ta, że wolne media to symbol wolnego kraju. W demokracji nie da się inaczej, ale w Europie inaczej dało się już na Węgrzech. A kiedy partia staje się najpotężniejszym szefem dziennikarzy, obywatele są jak marionetki.

Media przeciwko nowej opłacie. "To haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę"

"Prasa ma służyć rządzonym, a nie rządzącym" – to cytat z filmu "Czwarta władza", który stanowi fundamentalną zasadę w demokratycznych państwach. Media służą obywatelom – nie władzy, choć władza często ma pokusy, by wolne media ograniczać.

Gdy Prawo i Sprawiedliwość zdobyło władzę, natychmiast próbowało ograniczyć dziennikarzom pracę, zakazując im poruszania się po Sejmie.

Po protestach władza z tego pomysłu się wycofała, co nie znaczy, że odpuściła. Przejęła wszystkie media publiczne, które stały się mediami rządowymi. Państwowe spółki umieszczają reklamy tylko w przychylnych sobie mediach, a teraz PKN Orlen przejmuje prasę regionalną.

- Najpierw państwo, później prawo, potem media – twierdzi socjolog Jakub Bierzyński, prezes Fundacji Instytutu Społeczeństwa Otwartego.

Po przejęciu kontroli nad demokratycznymi instytucjami państwa i po przejęciu wymiaru sprawiedliwości PiS chce wprowadzić narzędzie, które ma pomóc w podporządkowaniu mediów – dodatkowy haracz od reklam, który ma wspierać na przykład Narodowy Fundusz Zdrowia.

- To jest doprawdy 0,4 procent budżetu tej instytucji – podkreśla prof. Tadeusz Kowalski, medioznawca i ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego. - Tutaj nie chodzi o efekt fiskalny. Mam najgorsze przeczucia, że chodzi o politykę, czyli o stworzenie funduszu, który będzie wspierał swoje media. "Swoje", czyli takie, które będą realizowały linię jedynej partii – uzupełnia Kowalski.

I tu pojawia się przykład Węgier, gdzie wolnych mediów właściwie już nie ma. We wtorek swoją działalność kończy ostatnie niezależne radio. - To jest czysta maszyna propagandowa – wyjaśnia dr Gabor Polyak z Mertek Media Monitor.

- W tej chwili eksperci światowi szacują już, że 80 procent rynku medialnego na Węgrzech jest w rękach, pod kontrolą Fideszu. To już nie jest, że publiczne stało się państwowe, ale to jest w ogóle takie sprywatyzowane "fideszowskie" – podkreśla prof. Radosław Markowski, politolog i socjolog z Uniwersytetu SWPS.

Miała uderzyć w giganty technologiczne

Węgierskie media zostały wykupione przez oligarchów bliskich Viktorowi Orbanowi, a w 2014 roku rząd wprowadził daninę od reklam, która najbardziej po kieszeni uderzyła niezależnych dziennikarzy, w tym telewizję RTL Klub, która szybko przestała krytykować władze.

- Czytelnicy, czy widzowie w ogóle nie dowiedzieli się o seksskandalu w Brukseli i pośle Fideszu, który uciekał z gejowskiego seksparty po rynnie z narkotykami w plecaku, ponieważ ta informacja nigdzie się nie pojawiła – wyjaśnia Jakub Bierzyński.

- Węgierski Sąd Najwyższy stwierdził, że dla zachowania balansu nie trzeba zapraszać do studia telewizyjnego opozycyjnego polityka. Dziennikarz prowadzący rozmowę może po prostu przedstawić jego punkt widzenia – mówi Gabor Polyak.

Oficjalnie danina od reklam na Węgrzech miała uderzyć w gigantów technologicznych. Właśnie tak też we wtorek premier Mateusz Morawiecki tłumaczył polską wersję ustawy.

- Mamy tutaj takie wielkie firmy jak Apple, Google, Facebook, Amazon, ale ile one podatków płacą w Rzeczypospolitej na przykład? – pytał Morawiecki podczas konferencji prasowej.

Państwo jednak nie będzie w stanie sprawdzić, ile faktycznie z reklam zarabia globalny gigant. - Podatek jest zdecydowanie skrojony pod media krajowe – twierdzi prof. Tadeusz Kowalski.

Google na Węgrzech odmówiło płacenia dodatkowego haraczu, więc Węgry nałożyły na niego grzywnę w wysokości ponad trzech milionów euro. Google nie zapłacił, dlatego węgierski rząd odwołał się Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Sprawę przegrał.

Na Węgrzech Google nie płacił daniny, a węgierskie media płaciły i musiały się dostosowywać, albo znikały. - Wielkie przedsięwzięcie Orbana. On chce mieć obywatela, który jest niepolityczny - uważa prof. Radosław Markowski.

Na węgierskiej prowincji nie ma innego przekazu niż przekaz władzy. A to pozwala rządowi utrzymać władzę.

Autor: Katarzyna Kolenda-Zaleska / Źródło: Fakty TVN

Źródło zdjęcia głównego: tvn24