Czy rzeczywiście nie ma różnicy między publikowaniem w internecie swoich roznegliżowanych zdjęć a obnażaniem się na rozkaz policji? Wraca głośna sprawa pani Joanny z Krakowa, którą po aborcji farmakologicznej zajęli się nie tylko lekarze, ale i policja. Sąd nie dostrzegł problemu, dlatego pacjentka wnosi sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Idzie do Strasburga, by domagać się sprawiedliwości. By to, czego półtora roku temu doznała od policji na krakowskim SOR-ze, nazwano przekroczeniem uprawnień. Prokuratura początkowo nie chciała prowadzić śledztwa w tej sprawie, a krakowski sąd zgodził się z prokuraturą. - Jestem już mocno przybita, jestem zmęczona i nie dowierzałam długo - przyznaje pani Joanna.
- To jest skandaliczne uzasadnienie i znowu mamy do czynienia z przerzucaniem winy na pokrzywdzoną, na ofiarę - tak uzasadnienie decyzji sądu komentuje adwokatka i pełnomocniczka pani Joanny Kamila Ferenc.
Sąd: pani Joanna przedstawia się jako ofiarę, bo chce odszkodowania
Ponad rok temu pani Joanna zdecydowała się ujawnić, co ją spotkało. Gdy prosiła lekarkę o pomoc, bo czuła się źle psychicznie i wyznała, że dokonała na sobie aborcji, została wezwana policja. W pewnym momencie otaczało ją siedmiu funkcjonariuszy.
- Policja przeszukała mieszkanie pod jej nieobecność, bez jej wiedzy i zgody, zabrano jej laptopa i komórkę. Wymuszono wręcz wręczenie tej komórki, próbując dokonać oględzin zakamarków intymnych części ciała pani Joanny, czyli po prostu rewizji pochwy i odbytu - przekazuje Kamila Ferenc. - Kazali mi się rozebrać, robić przysiady i kaszlnąć - opowiadała pani Joanna w lipcu 2023 roku.
Sąd w uzasadnieniu odmowy wszczęcia postępowania wskazał, że pani Joanna przedstawiła się jako ofiarę, bo chce odszkodowania, że do jej zeznań należy podejść z dużą dozą ostrożności, bo długotrwale się leczy psychiatrycznie, ale też ze względu na wywiady dla TVN i portalu Gazeta.pl.
- Tak, mówię o tym otwarcie, od wielu lat leczę się z powodu stanów lękowych. Miewam epizody depresji, ale nie sądzę, że to czyni mnie wariatką. Nie sądzę, że to pozbawia mnie jakkolwiek wiarygodności - komentuje pani Joanna.
- To, że ktoś się leczy psychiatrycznie, nie znaczy, że jest niewiarygodny. To jest wręcz jakieś domniemanie faktyczne, niedopuszczalne w procesie karnym - mówi profesor Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.
ZOBACZ TEŻ: Wraca sprawa pani Joanny. Już raz była umorzona. "W Sejmie się nie da, próbują coś zrobić dookoła"
Pani Joanna: to rodzaj wtórnej wiktymizacji
Sędzia dziwi się, że pani Joanna zarzuca nadużycia policji, gdy kazano jej się rozebrać przed dwiema funkcjonariuszkami, skoro publikowała na Instagramie roznegliżowane zdjęcia. "Chciała zaistnieć medialnie" - podsumowuje sędzia.
- Jest ogromna różnica, czy dobrowolnie, na własnych warunkach, pokazuję zdjęcia, czy jestem zmuszana do rozebrania się przez policję - zauważa pani Joanna.
Sąd nie wziął pod uwagę choćby opinii Rzecznika Praw Pacjenta, który uznał, że doszło do naruszenia praw pacjentki.
- Nie było ani zgody pacjentki, ani konieczności obecności policji podczas udzielania świadczeń zdrowotnych, było to niewłaściwe i w tym momencie nieadekwatne - ocenia Urszula Rygowska-Nastulak z Biura Rzecznika Praw Pacjenta.
Pani Joanna poskarżyła się na polski sąd do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Tymczasem prokuratura jednak zdecydowała się na śledztwo.
- Prokuratur prowadzi w sposób intensywny i dynamiczny czynności śledcze mające na celu uzupełnienie i wyjaśnienie wszelkich okoliczności tej sprawy - przekazuje Krzysztof Wiernicki z Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.
- Ostateczny wyrok sądu przywróci mi takie symboliczne poczucie sprawiedliwości - mówi pani Joanna.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24