Liczby, wbrew deklaracji ministra zdrowia, pokazują, że wciąż nie udaje się utrzymać pandemii pod kontrolą. 444 zgony – to najgorszy dobowy wynik od trzech tygodni. Po każdym obwieszczeniu przez rząd sukcesu w zwalczaniu wirusa przychodzi gorzkie rozczarowanie, kryzys zaufania i dezorientacja społeczna.
W czwartek Mateusz Morawiecki nie ogłosił sukcesu w walce z pandemią. - Teraz jesteśmy w trakcie trzeciej fali. W Polsce ona przebiega nieco łagodniej – poinformował premier.
Stwierdzenie, że premier nie ogłosił sukcesu w walce z pandemią, nie jest złośliwością. Wynika z tego, że to właśnie jemu zdarzało się najdobitniej ogłaszać, iż wirus jest pod kontrolą, co okazało się nieprawdą.
- Można to coraz odważniej wypowiadać. Wchodzimy w taki okres, gdy pandemia w Polsce znajduje się pod kontrolą – zapewniał Adam Niedzielski.
- Takie wypowiedzi są po pierwsze nieodpowiedzialne, a po drugie bardzo, bardzo nieprawdziwe i trzeba takich wypowiedzi unikać – uważa Tomasz Trela z KKP Lewicy.
O pandemii pod kontrolą nie chcą też mówić eksperci i nie chcą, by ktokolwiek to mówił. - Pod jaką kontrolą? Czy jak mi umiera 400 ludzi w Polsce, to ja kontroluję pandemię? Czy jak są zawalone SOR-y w szpitalach i tyle rzeczy się dzieje, że pacjenci mający choroby współistniejące nie mogą się dostać do szpitala, to ja kontroluję pandemię? Przecież to jest absurd, proszę państwa. Pandemia nie jest kontrolowana – twierdzi dr n. farm. Leszek Borkowski ze Szpitala Wolskiego w Warszawie i Fundacji Razem w Chorobie.
- Obawiam się, że pan minister zaczyna zachowywać się podobnie trochę jak minister Szumowski w maju. Pod presją, prawdopodobnie czynników ekonomicznych, gospodarczych, politycznych zaczyna przetwarzać rzeczywistość w jakiś bardziej taki optymistyczny obraz – mówi doktor Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw pandemii COVID-19.
"Sytuacja już nie wygląda tak komfortowo"
Poprzedni minister wyśmiewał media i opozycję za ostrzeżenia przed tragicznym włoskim scenariuszem. Od początku pandemii zmarło 38344 Polaków zakażonych koronawirusem. Niemal każdy miał kogoś takiego w rodzinie lub wśród znajomych.
Jeszcze bardziej mylił się poprzedni minister, odchodząc ze stanowiska. Łukasz Szumowski twierdził wtedy, że nie można mówić o sytuacji zatykania się systemu. - Te liczby będą wahały się od 800 do 600, zależnie od ilości wymazów – dodał.
Nowemu ministrowi zdrowia też się już zdarzało ogłaszać sukces w walce z pandemią i go odwoływać. - Chyba powoli możemy troszeczkę się uśmiechnąć i stwierdzić, że to, co jest najgorsze, mamy w pewnym sensie za nami – zakomunikował 17 listopada minister Niedzielski, by już 17 grudnia stwierdzić, iż "niewykluczone, że przed nami jeszcze trudniejsze dni i tygodnie".
Adam Niedzielski, który w środę mówił o pandemii pod kontrolą, już w czwartek w pierwszych swoich słowach odpowiedzi na pytanie ekipy "Faktów" TVN właściwie to odwołał. - Jesteśmy jeszcze dalecy od stabilnej sytuacji – powiedział. Przyznał, że 800 nowych zakażeń dziennie daje nadzieję na skuteczne izolowanie chorych i kontrolę pandemii, a w czwartek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 6496 nowych zakażeniach i 444 zgonach.
- Liczba zgonów, tak naprawdę, mówi nam, ile w rzeczywistości pacjentów choruje. To, że się ktoś nie przetestuje, to nie ma żadnego wpływu na to, że trafi do szpitala i na przykład umrze w przebiegu ciężkiego COVID-a – alarmuje doktor habilitowany Mirosław Czuczwar z II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Klinicznego numer 1 w Lublinie.
- Tutaj sytuacja już nie wygląda tak komfortowo. Dzisiejsza liczba zgonów, wynosząca 444, jest większa niż w czwartek w zeszłym tygodniu i jest to dla nas po prostu niepokojący sygnał – mówi minister Adam Niedzielski.
Pocieszająca jest statystyka, która pokazuje, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy powoli spadała liczba łóżek zajętych przez chorych na COVID-19. Ale i te ostatnie, lepsze liczby - około trzynastu tysięcy - nie dają powodu do optymizmu.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24