W spotkaniu z kandydatem na prezydenta i zarazem marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią wziął udział Witold K. To biznesmen powiązany z białoruskim oligarchą, na którym ciążą prokuratorskie zarzuty. Szymon Hołownia zapewnia, że nie miał wiedzy o przeszłości biznesmena, a jego ludzie za całą sytuację obwiniają służby.
- Spotkałem się, bo było to spotkanie otwarte dla podlaskich przedsiębiorców - tłumaczy Szymon Hołownia. Osoba, o której mówi marszałek Sejmu, to podlaski biznesmen, który ma postawione zarzuty prokuratorskie i który jest powiązany z białoruskim oligarchą. - Nie miałem wiedzy o przeszłości tego pana. Tej wiedzy nie mieli organizatorzy mojej wizyty - zapewnia kandydat Trzeciej Drogi na prezydenta.
Prokuratura zajmuje się sprawą Witolda K. od 9 lat
Witold K. w Białymstoku nie jest osobą anonimową. To prezes honorowy Izby Przemysłowo-Handlowej w tym mieście. - Witold K. usłyszał zarzuty udzielenia obietnicy korzyści majątkowej znacznej wartości (...) w związku z przetargiem organizowanym w państwie obcym - informuje Zbigniew Szpiczko z Prokuratury Okręgowej w Białystoku.
Chodzi o 25 milionów złotych, które obiecał kenijskiemu ministrowi rolnictwa za wygraną jego firmy w przetargu na sprzęt rolniczy dla Kenii. - To w ramach kredytu, którego Polska z naszych podatków udzielała tej Kenii, więc sprawa dotyczy publicznych pieniędzy nas wszystkich - zwraca uwagę Dariusz Kubik, dziennikarz "Czarno na białym" TVN24.
CZYTAJ WIĘCEJ: Biznesmen związany z białoruskim reżimem znika z rady, ale nie z salonów. "Nie znam szczegółów, jestem zabieganą osobą"
Prokuratura zajmuje się sprawą Witolda K. od 9 lat. Równolegle badała jego związki z białoruskim oligarchą, bliskim człowiekiem Alaksandra Łukaszenki.
Ludzie Hołowni winią służby
- Pierwszy raz tego człowieka widziałem i myślę, że większość z nas, także dziennikarzy, gdyby go spotkała na ulicy, nie miałaby zielonego pojęcia - komentuje sprawę spotkania poseł Mirosław Suchoń z Polski 2050.
Różnica jest taka, że to nie było spotkanie zorganizowane na ulicy, a lista gości powinna była być znana. To może kosztować Szymona Hołownię utratę poparcia, stąd obrona przez polityczny atak, a atakują posłowie jego partii. Na ich celowniku znalazły się polskie służby.
- Na pewno nie Szymon Hołownia, na pewno nie marszałek, ponieważ marszałek zawsze skrajnie odcinał się od takich sytuacji - odpowiada poseł Polski 2050 Paweł Śliż, zapytany o to, kto jego zdaniem ponosi odpowiedzialność za sytuację. - Służby nie przedstawiały żadnych informacji, które by uniemożliwiały spotkanie - podkreśla Maciej Żywno, wicemarszałek Senatu z Trzeciej Drogi.
ZOBACZ TEŻ: "Służby wsadziły polityków na minę", a "cała sprawa powinna być objęta tarczą antykorupcyjną"
Marszałek Sejmu, druga osoba w państwie, ma zapewnioną stałą ochronę, ale - jak dzisiaj usłyszeliśmy - Służba Ochrony Państwa, szczególnie w kampanii wyborczej, ma ograniczone pole manewru. - Chronią osobę ochranianą przed niebezpieczeństwem fizycznym, natomiast nie mają żadnego wpływu na to, z kim ta osoba chce się spotykać - wyjaśnia Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych.
Co innego, gdy marszałek jest w pracy. - Gdyby nieodpowiednia osoba pojawiła się na spotkaniu z marszałkiem, gdyby przyszła do niego do gabinetu, no to już wtedy działa filtr, działa albo służba, albo Straż Marszałkowska - wskazuje Cezary Tomczyk, wiceminister obrony narodowej.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Szymon Hołownia/facebook