Gest Mariusza Kamińskiego różni się tym od gestu Joanny Lichockiej, że były minister nie udaje, iż został źle zrozumiany. Skazani na więzienie Kamiński i Wąsik głosowali w Sejmie, chociaż w świetle prawa stracili mandaty poselskie. Mariusz Kamiński pokazał przy tym tzw. gest Kozakiewicza. Przysługuje im odwołanie od postanowienia marszałka Sejmu do Sądu Najwyższego, ale twierdzą, że jeszcze nie dostali oficjalnych pism o wygaśnięciu mandatów.
Politycy PiS bili brawo, gdy Maciej Wąsik i Mariusz Kamiński wchodzili na salę sejmową. W pewnym momencie były koordynator służb specjalnych pokazał gest Kozakiewicza. Nie interesowało go to, że jego mandat został wygaszony. - Jesteśmy posłami z woli wyborców. Nic tego nie zmieni - podkreśla Kamiński.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia poinformował Wąsika i Kamińskiego, że w sprawie wygaszenia mandatów zostały do nich wysłane oficjalne pisma. Obaj jednak twierdzą, że ich nie dostali. Postanowili zatem pojawić się na sali plenarnej Sejmu i dodatkowo głosować. - Kompletne lekceważenie parlamentu, lekceważenie wymiaru sprawiedliwości - skomentował Tomasz Siemoniak, minister koordynator służb specjalnych, poseł PO.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: "Dla takich ludzi w Sejmie nie ma miejsca". Andrzej Domański: Szymon Hołownia musi to egzekwować, nie zazdroszczę mu
Gest Mariusza Kamińskiego wyraża stosunek do prawa - można usłyszeć w Sejmie. - Były poseł Kamiński jest przestępcą. Wśród przestępców takie gesty są czymś normalnym. Nie ma się co dziwić - podkreśla Michał Gramatyka, poseł Polski 2050.
Kamińskiemu i Wąsikowi przysługuje odwołanie do Sądu Najwyższego, który orzeknie w sprawie ich mandatów poselskich. Dlatego marszałek Hołownia pozwolił im być na sali. Termin na decyzję wynosi tydzień, ale - jak słyszymy - to tylko termin instrukcyjny. - Jeśli się go nie dotrzyma, to nie wpływa na ważność czynności prawnej - mówi Michał Laskowski, sędzia Sądu Najwyższego, który dodaje, że czynność prawna może trwać dłużej.
Sprawa trafi teraz pewnie do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w której zasiadają tylko tak zwani neosędziowie, a zatem nie jest bezstronnym sądem - co stwierdził właśnie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Czyli niezależnie, co orzeknie, można będzie to podważyć.
Postpisowski bałagan
Obaj posłowie zostali już dawno temu ułaskawieni przez prezydenta. Nieskutecznie - mówi sąd. Prezydent się pospieszył, nie zaczekał na prawomocny wyrok. Nieważne - twierdzi prezydent. - Akt łaski jest, jest aktem obowiązującym. Panowie są uniewinnieni - podkreśla Andrzej Duda. Prezes Kaczyński dodaje, że to sędziowie są przestępcami, a nie jego partyjni koledzy. - Sędziowie sami powinni zasiąść na ławie oskarżonych i bardzo długo pokutować za to, co zrobili - uważa Mariusz Kamiński.
Tak właśnie wygląda wymiar sprawiedliwości po ośmiu latach rządu PiS. - Prowadzenie tego wehikułu, którym jest państwo po ośmiu latach dewastacji przez PiS, jest naprawdę szalenie trudne - przyznaje Szymon Hołownia. Co się stanie, jeśli postępowanie w Sądzie Najwyższym się przeciągnie? Michał Laskowski uważa, że obaj panowie będą mogli korzystać z uprawnień poselskich, czyli na przykład brać udział w głosowaniu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Co dalej z mandatami Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika? Co z ułaskawieniem? Możliwe scenariusze
Wykluczenie przestępców z Sejmu postulowało samo PiS w 2007 roku - pod koniec swoich pierwszych rządów. Zakaz wpisano do konstytucji. Zmianę przegłosowano już za rządów PO przy wsparciu PiS.
Poseł Mariusz Kamiński głosował za tym, by prawomocnie skazani nie mogli zasiadać w Sejmie. Tyle że wtedy nie wiedział, iż sam zostanie skazany za nadużycia władzy w aferze gruntowej. Gdy został, jego punkt widzenia się zmienił. - Nie ma podstaw do wygaszenia nam mandatu. Tak naprawdę jest to wyrok godny pogardy - podkreśla Kamiński. On i Maciej Wąsik zostali skazani na dwa lata pozbawienia wolności.
Źródło: Fakty TVN