"Wybory" się odbyły, frekwencja dopisała, a główny bohater triumfuje. Na Białorusi wszystko zgodne ze scenariuszem. To będzie siódma kadencja Aleksandra Łukaszenki. Poparcie dla niego nie jest stuprocentowe, ale niewiele brakuje. "To wszytko to stuprocentowa fikcja" - mówi białoruska opozycja, a komentatorzy zwracają uwagę na incydent przed lokalem wyborczym.
To, co członkowie komisji wyborczych znaleźli w urnach, nie miało żadnego wpływu na wynik Alaksandra Łukaszenki. Mogli nawet nie liczyć głosów. Poparcie dla dyktatora miało być rekordowe. Ustalił to on sam.
- Komisje wpisują potrzebny wynik: 70, 80 procent. Później raporty idą na górę, a już w Centralnym Komitecie Wyborczym decydują, jak dokładnie to napisać: 80 procent czy 86 procent - tłumaczy dr Paweł Usow, politolog ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.
"Władza utrzymuje się dzięki represjom"
Ulubiony pies dyktatora, z którym Łukaszenka przyszedł głosować, przy wejściu załatwił potrzebę fizjologiczną, czym - jak śmieją się komentatorzy - najlepiej oddał stosunek władcy do wyborów. Białorusini i tak nie mieli kogo wybierać - przeciwnicy Łukaszenki siedzą w więzieniach lub uciekli za granicę, a ci, co pozostali, w każdej chwili mogą trafić za kraty.
- Władza utrzymuje się dzięki represjom, torturom, zatrzymaniom. Po raz pierwszy mieliśmy armię z karabinami patrolującą ulice. I to był kolejny krok zastraszania społeczeństwa - zwraca uwagę Aleś Zarembiuk, prezes Fundacji "Dom Białoruski" w Warszawie.
Symptomatyczne, że Łukaszence pogratulowali zwycięstwa dyktatorzy Rosji, Chin i Wenezueli. Unia Europejska, Kanada, Wielka Brytania, Nowa Zelandia i Australia we wspólnym oświadczeniu uznały, że głosowanie było fikcją.
"Tylko 87,6 procent Białorusinów kocha swojego baćkę? Czy reszta pomieści się w więzieniach?" - skomentował w serwisie X minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Brutalnie stłumione protesty sprzed pięciu lat
Pięć lat temu po sfałszowanych wyborach wybuchły ogromne protesty, ostatecznie brutalnie stłumione. Większość z tych, którzy wtedy manifestowali, musiała uciekać z kraju. Ocenia się, że może to być nawet pół miliona ludzi. Niemal 1300 osób to więźniowie polityczni. Może ich być o wiele więcej. Wśród nich jest polsko-białoruski dziennikarz Andrzej Poczobut.
- Łukaszenka wie, że Polsce i Polakom bardzo zależy na uwolnieniu Andrzeja Poczobuta. Tutaj i poprzedni rząd, i obecny rząd, każdy się stara - przyznaje Aleś Zarembiuk.
Eksperci oceniają, że na Białorusi nic się nie zmieni, dopóki Kreml będzie wspierał Łukaszenkę.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Reuters