To już ostatni dzwonek, by przetasować wyborcze listy i powalczyć o miejsca biorące. Do środowego popołudnia trzeba je zarejestrować. Na listach PiS wiele kontrowersji i niespodzianek - nie ma ministrów, wiceministrów i ważnych polityków albo są niżej, niż się spodziewali.
Dla Roberta Bąkiewicza miejsce na liście w Radomiu jest, ale dla urzędującej minister klimatu i środowiska - już nie, choć to Anna Moskwa w ostatnich miesiącach bywała w okręgu często i w nieoficjalnych rozmowach była wymieniana jako nowa lokomotywa wyborczej listy.
- Chyba pani minister nie widziałem na żadnej z list, tak mi się wydaje, ale to będzie już niedługo wiadomo, jak wszystkie listy się zarejestrują - mówi Radosław Fogiel, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Na listach nie ma Adama Niedzielskiego, zdymisjonowanego ministra zdrowia, który w prekampanii walczył o pierwsze miejsce w Pile. Z listy w Bydgoszczy wypadł poseł Tomasz Latos, szef sejmowej komisji zdrowia, ale akurat to efekt wewnętrznych walk w lokalnym PiS-ie.
Na listach zabrakło też miejsc dla wiceministrów Adama Gawędy i Piotra Wawrzyka. W tle dymisji Wawrzyka, jak opisuje "Gazeta Wyborcza", pojawia się kontrola Centralnego Biura Antykorupcyjnego. - Ja wiem o takim postępowaniu wyjaśniającym, które trwa, i stąd ta dymisja - wyjaśnia premier Mateusz Morawiecki.
Miejsce numer jeden na liście w Wałbrzychu stracił minister w kancelarii premiera Michał Dworczyk - bohater afery mailowej. Jadwiga Emilewicz, była wicepremier i minister rozwoju, nie jest już liderką listy w Poznaniu, a Marcin Horała, odpowiedzialny za budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego, spadł z pierwszego miejsca w Gdyni.
- Stało się - podobnie jak w wielu innych przypadkach - po analizie tego, jaki układ listy spowoduje, że weźmiemy największą liczbę głosów - tłumaczy Dworczyk.
Nieoficjalnie jednak słyszymy, że te zmiany na listach pokazują słabnącą pozycje premiera i są oceną, jaką władze partii wystawiają głównie ludziom Morawieckiego oraz niektórym ministrom. - Jarosław Kaczyński przygotowuje grunt pod koalicję PiS-u z Konfederacją - uważa Robert Biedroń, eurodeputowany Nowej Lewicy.
Kandydatura Bąkiewicza
Robert Bąkiewicz wystartuje z list partii, o której kilka lat temu pisał tak: "PiS pełza przed Żydami. Robert Winnicki w osamotnieniu walczy o honor naszego narodu". Z kolei tak mówił o Unii Europejskiej: "Niemcy, Berlin, Unia Europejska to dzisiaj zagrożenie nie mniejsze niż Rosja imperialna, która atakuje dzisiaj Ukrainę", a to wypowiedź o Strajku Kobiet: "miecz sprawiedliwości nad nimi wisi, jeśli będzie trzeba, zgnieciemy ich w proch". Wtedy powołana przez Bąkiewicza Straż Narodowa miała bronić kościołów przed protestującymi.
- Akurat ta postać mnie nie bulwersuje w przeciwieństwie do postaci Romana Giertycha, który jest na listach Platformy - komentuje Jacek Sasin, minister aktywów państwowych. - Każda partia ma prawo wystawiać kogo chce, a wyborcy weryfikują każdego kandydata - dodaje Elżbieta Witek, marszałek Sejmu.
Zobacz też: Robert Bąkiewicz na liście PiS. Co warto wiedzieć o byłym prezesie Stowarzyszenia Marsz Niepodległości
Tyle że każda partia bierze też odpowiedzialność za swoich kandydatów, za ich poglądy i za to, komu umożliwia wejście do Sejmu. Decyzji o wystawieniu Bąkiewicza jednak nie pochwala doradca prezydenta Andrzej Zybertowicz, który w TVN24 stwierdził, że "nigdy by nie umieścił go na listach wyborczych". - Ja bym na niego nie głosował, gdybym był w Radomiu - mówił o Bąkiewiczu polityk PiS Łukasz Schreiber.
- PiS, biorąc go na listy, bierze odpowiedzialność za wszystkie jego słowa, czyny, za obrażanie, wygwizdywanie Powstanek, za niechęć, za ksenofobię, za agresję - podkreśla Barbara Nowacka, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Ostateczny termin rejestracji list wyborczych mija w środę.
Źródło: Fakty TVN