W piątek rano konto w serwisie Telegram, na którym pojawiała się korespondencja mająca pochodzić z prywatnej poczty elektronicznej ministra Michała Dworczyka, było zablokowane. Miało to być rezultatem działań polskiego rządu. Jednak tego samego dnia po południu zaczął działać nowy kanał.
Jeszcze w piątek rano minister Michał Dworczyk mógł cieszyć się z zablokowania kanału w serwisie Telegram, który stał za publikacją maili rzekomo należących do ministra.
Wiele tygodni działań rządu doprowadziło do tego, że na kilkanaście godzin udało się usunąć dwa kanały, na których niemal każdego dnia zamieszczano maile, które miały wyciec z prywatnej skrzynki ministra Dworczyka. Jednak tego samego dnia po południu działać zaczął nowy kanał.
- Działania, niestety, tego typu grup hakerskich funkcjonują w taki sposób, że one podejmowane są w sposób łamiący przepisy prawa w wielu krajach i, niestety, ominięcie tego typu zachowań będzie niezwykle trudne - przekazał na konferencji rzecznik prasowy rządu Piotr Müller.
Kulisy zablokowania wycieku niewygodnych dla ministra Michała Dworczyka i premiera Mateusza Morawieckiego maili opisał portal Wirtualna Polska. Kluczowe znaczenie miało wparcie jednego z państw NATO, a także powołanie się przez polski rząd na regulaminy sklepów Apple'a i Google'a. W tym drugim przypadku chodziło o presję na serwis Telegram pod groźbą wycofania ich aplikacji z App Store i Sklepu Google Play.
- To jest w gruncie rzeczy dowód na własną winę. Jeżeli te maile nie byłyby prawdziwe, jeżeli nie byłyby kompromitujące dla ministra Dworczyka, ale także dla rządu, to nie byłoby tych działań, które mają charakter cenzuralny - skomentował Andrzej Halicki, eurodeputowany Platformy Obywatelskiej.
Halicki był ministrem cyfryzacji w rządzie PO-PSL. W rozmowie z nami zdradził, że również jego konta próbowano wielokrotnie hakować. - W ciągu nocy miałem 10 tysięcy ataków i 99 procent pochodziło z terytorium Rosji, ale po to są służby i po to są specjaliści, by takim próbom włamania po prostu przeciwdziałać - ocenił polityk. Dodał, że jego zdaniem politykom obozu rządzącego w tej sprawie zabrakło rozumu.
Powodem brak zaufania?
Niezależnie od tego, kto i dlaczego stoi za zhakowaniem skrzynki mailowej ministra Michała Dworczyka, to poważne zastrzeżenia budzi fakt, że zarówno Michał Dworczyk, jak i sam premier Mateusz Morawiecki, do służbowej korespondencji wykorzystywali prywatne skrzynki poczty elektronicznej.
Obaj politycy tłumaczą to w ten sam sposób.
- Mam obowiązki związane z życiem mojego obozu politycznego, a także jestem prezesem Rady Ministrów (...). W związku z tym staramy się to rozgraniczać w najbardziej pożądany sposób - powiedział szef rządu.
Przegląd ujawnionych maili - zakładając, że są prawdziwe - na taki problem nie wskazuje. Dziennikarze portalu Konkret24 krok po kroku przeanalizowali, że sprawy poruszane w zamieszczanych na rosyjskim kanale korespondencjach dotyczą niemal wyłącznie spraw związanych z państwem i rządem.
Czytaj więcej: Dworczyk o służbowych mailach wysyłanych z prywatnej skrzynki: obszary trudne do rozgraniczenia. Nasza próba weryfikacji
- Michał Dworczyk i pan premier kompletnie nie ufają służbom Mariusza Kamińskiego, a więc nie mogą korzystać z komunikatorów szyfrowanych rządowych - uważa Marek Sawicki, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Jednak minister Michał Dworczyk podczas konferencji prasowej, na której odniósł się do afery mailowej, podkreślił, że wykorzystywanie prywatnej skrzynki do rządowej korespondencji nie miało związku ze strachem wobec służb. - Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością - podkreślił.
Śledztwo w sprawie zhakowania prywatnej skrzynki ministra prowadzi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24