Pytania o wyciek maili odbijają się od milczących polityków. Nie odpowiada ani wicepremier Jarosław Kaczyński, ani sam minister Michał Dworczyk, choć wszystko się zaczęło od jego prywatnej skrzynki pełnej korespondencji służbowej. O postępach w śledztwie nie chcą mówić też ani służby, ani prokuratura.
Jarosław Kaczyński - wicepremier do spraw bezpieczeństwa - zignorował pytanie, które dotyczyło wycieku rządowych e-maili. Podobnie sytuacja wyglądała na konferencji prasowej ministra Michała Dworczyka poświęconej szczepieniom. Dziennikarze, którzy chcieli zadać niepożądane pytanie, byli usuwani z internetowego łącza. - Tą sprawą zajmują się polskie służby i powinniśmy pozwolić spokojnie działać - apeluje Jarosław Gowin, lider Porozumienia i wicepremier.
Rzecznikowi prasowemu ministra koordynatora służb specjalnych zadaliśmy pytanie o postępy w śledztwie. Odesłał nas do prokuratury, która odmówiła komentarza. Już ponad tydzień temu z oświadczenia służb wynikało, że zasadniczo mają namierzonych hakerów i są to rosyjskie służby specjalne.
Duża część tamtych informacji, plus nazwy i kryptonimy hakerów, znane już były wcześniej z publikacji - także w na stronie tvn24.pl. Zdaniem opozycji władza po prostu chowa głowę w piasek w nadziei, że sprawa sama ucichnie. Według opozycji to błąd.
- Dobrze byłoby, żeby powiedzieli: "Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego dysponuje kopią skrzynki ministra Dworczyka. Wiemy, które z tych maili są prawdziwe, a które są fałszywe" - uważa Michał Gramatyka, poseł Koalicji Obywatelskiej.
"Brak rozsądku"
Codziennie prasa cytuje fałszywe lub prawdziwe maile Michała Dworczyka. Ostatnio o inwestycjach Toyoty w Polsce i budowie fabryki samochodów elektrycznych w jego okręgu wyborczym.
W mailach jest także dyskusja z Waldemarem Budą, sekretarzem stanu w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej, w której pojawia się wulgaryzm. Maile skradziono z prywatnej skrzynki Michała Dworczyka.
- W sprawie cyberbezpieczeństwa rząd ma sterylność intelektualną. Brak rozsądku, brak poszanowania procedur - uważa Krzysztof Gawkowski, poseł Nowej Lewicy.
Wersję o ataku przeprowadzonym przez Rosjan ma potwierdzać fakt, że maile pojawiają się na rosyjskim komunikatorze. Ale samo to nie znaczy, że autorami przecieku są Rosjanie. Komunikator uchodzi za dobrze zabezpieczony i zapewnia anonimowość. - Całe zamieszki na Białorusi, protesty przeciwko Łukaszence, były również relacjonowane na tym komunikatorze - dodaje Michał Gramatyka.
Politycy rządowi domagają się, by opinia publiczna zamknęła oczy na korespondencję kluczowego urzędnika państwowego. - Najlepszą ochroną jest po prostu ignorowanie tych manipulacji - twierdzi Marcin Horała z Prawa i Sprawiedliwości.
"To jest jeden wielki skandal"
Im więcej maili się pojawi, tym większe ryzyko wpadki autora przecieku - mówią eksperci. Jednak jeśli jest on ekspertem, to ująć go albo ukrócić jego publikacje będzie trudno.
- Kto ma odpowiednią wiedzę, może pozorować bycie inną osobą albo pozorować bycie w zupełnie innym miejscu - mówi Piotr Konieczny z portalu Niebezpiecznik.pl.
Opozycja sugeruje, że władza jest zwyczajnie bezradna.
- Każdy może wejść w posiadanie informacji o naszym państwie i ostatni dowiedzą się nasi ministrowie. To jest jeden wielki skandal - przekonuje Małgorzata Kidawa-Błońska, wicemarszałek Sejmu z ramienia KO.
Autor: Maciej Knapik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24