Ostatni dzień sierpnia 1980 roku zamknięty w tekturowym pudełku. W środku rolka filmowej taśmy, a na niej 7 minut historii. Film pana Romana Głobińskiego przez 40 lat nie ujrzał światła dziennego - aż do teraz.
40 lat temu pan Roman Głobiński nakręcił amatorską kamerą ostatnie chwile strajku w Stoczni Gdańskiej. Jego film dopiero w tym miesiącu trafił do archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
- Wziąłem kamerę i aparat fotograficzny. Z kolega przyjechaliśmy stopem, bo autobusy nie chodziły, do Gdańska i znaleźliśmy się w tym miejscu - opowiada redakcji "Faktów" TVN pan Roman Głobiński.
Głobiński, kiedy kręcił ostatnie chwile strajku, miał 27 lat. Był świeżo upieczonym inżynierem budownictwa i już wtedy nie rozstawał się z radziecką kamerą marki Kwarc.
Na jego niemym filmie widać tysiące ludzi pod stocznią, którzy bezgłośnie poruszają ustami. Modlą się, bo za bramą odprawiano ostatnią mszę święta. Na jednym z ujęć jest nawet kapelan strajku - ksiądz Henryk Jankowski.
- Miałem nadzieje, że nie biorą mnie za tajniaka - wspomina pan Roman.
"Niemal się położyłem na stół"
W momencie, kiedy pan Roman filmował bramę Stoczni Gdańskiej, to po jej drugiej stronie Stanisław Składanowski wykonał jedno z najważniejszych zdjęć w swoim życiu.
W sali BHP, gdzie strajkujący zawierali z komunistycznymi władzami Porozumienia Sierpniowe - Składanowski był tym, który mimo zakazu zajrzał podpisującym prosto w papiery.
- Ja jako ten niepokorny zrobiłem nagle skok na scenę i zrobiłem z takiego ujęcia właśnie ten moment podpisywania, szerokim kątem, niemal się położyłem na stół - mówi Stanisław Składanowski, fotograf, stoczniowiec.
Zdjęcie Składanowskiego obiegło cały świat. - Marzenia się spełniają, tylko trzeba marzeniom wyjść naprzeciw, zrobić ten pierwszy krok - twierdzi fotograf.
"Symbolem było otwarcie bramy"
Kiedy przed Stocznią Gdańską zmienił się nastrój, pan Roman Głobinski zmienił w kamerze taśmę na kolorową. Na nagranym filmie możemy zobaczyć słynną scenę z legendarnym długopisem, ale perspektywy zwykłego człowieka.
Na ujęciach pana Romana widzimy też, jak tysiące strajkujących wychodzi ze Stoczni Gdańskiej. To bardzo rzadko pokazywany moment.
- Chyba nawet spóźniłem się z włączeniem kamery. Dla mnie symbolem było otwarcie bramy - mówi Roman Głobiński.
Film Głobińskiego przez czterdzieści lat nie ujrzał światła dziennego.
- Jak był stan wojenny, to go schowałem głęboko na strychu, a żeby go myszy nie zjadły, to trzeba było go wyciągnąć i przekazać - żartuje autor filmu.
Autor: Jan Błaszkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Roman Głobiński | Instytut Pamięci Narodowej