Jestem apolityczny i będę tak samo współpracował z każdym rządem - deklaruje prezes Narodowego Banku Polskiego. Tymczasem wskazał byłego wiceministra w rządzie PiS-u do zarządu banku. - Dziś NBP to szalupa ratunkowa dla odchodzącej władzy - alarmuje były prezes banku centralnego Marek Belka. W tle trwa dyskusja o postawieniu Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu.
Pytanie na czwartkowej konferencji prezesa NBP dotyczące nominacji Artura Sobonia na członka zarządu Narodowego Banku Polskiego padło po dość długim wywodzie Adama Glapińskiego o apolityczności banku centralnego i jego prezesa. - Narodowy Bank Polski jest niezależny, także z nami czasami współpraca jest trudna - zapewniał.
Prezes właśnie wybrał kolejnego człowieka Prawa i Sprawiedliwości do zarządu banku centralnego. Chodzi o Artura Sobonia - byłego wiceministra, który w pięć lat zdążył popracować w pięciu resortach. - Widzimy, że to jest taka Arka Noego, szalupa ratunkowa dla polityków odchodzącej władzy - ocenia Marek Belka, były prezes Narodowego Banku Polskiego, były premier.
W zarządzie NBP prawie nie ma już ludzi niezwiązanych z Nowogrodzką. Prezes banku jest byłym członkiem Porozumienia Centrum braci Kaczyńskich, a wiceprezes Adam Lipiński to do niedawna jeden z najważniejszych ludzi na Nowogrodzkiej. W zarządzie znajdziemy byłych posłów, byłą wiceminister czy byłego ministra w Kancelarii Prezydenta.
- Nie przeszkadzała państwu Hanna Gronkiewicz-Waltz, Marek Belka, czyli politycy, którzy zasiadali w tym organie - mówi Paweł Jabłoński, wiceminister spraw zagranicznych, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Artur Soboń został powołany przez prezydenta Andrzeja Dudę pięć dni przed głosowaniem nad wotum zaufania dla rządu Mateusza Morawieckiego. Teraz nowy członek zarządu będzie musiał zrzec się mandatu posła. Politycy Prawa i Sprawiedliwości zapewniają, że były wiceminister na pewno będzie apolityczny. - Odpowiedzialność Artura Sobonia jest taką też cechą, która sprawia, że będzie potrafił tę apolityczność i bezstronność w swoich działaniach, w działaniach NBP jako członek zarządu, zapewnić - mówi Szymon Szynkowski vel Sęk, minister spraw zagranicznych.
Po stronie większości sejmowej słyszymy o przechowalni talentów, czy wręcz o przechowalni talentów, bo zarobki członków zarządu NBP to ponad 60 tysięcy złotych brutto miesięcznie. - Widzimy taką zmasowaną akcję, ewakuację z tego tonącego, PiS-owskiego okrętu - uważa Andrzej Domański, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Pytania o Trybunał Stanu
Artur Soboń zdążył zrobić karierę w pięciu ministerstwach i kilkukrotnie zajmował stanowiska pełnomocników rządu. To on miał ratować Polski Ład. - Doświadczenie pana Sobonia z Polskim Ładem to jest antyrekomendacja dla tej osoby do zarządu - ocenia Krzysztof Paszyk, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Dla większości sejmowej nominacja Sobonia to kolejny dowód na to, że trzeba rozważyć Trybunał Stanu dla prezesa NBP. Lider Platformy Obywatelskiej, pytany o wniosek wobec Adama Glapińskiego, zaznacza, że trwa "dokładna analiza prawna". Z kolei poseł Marcin Kierwiński dopytywany, czy Koalicja Obywatelska taki wniosek poprze, odpowiada, że tak.
- Widzimy bardzo poważne powody do tego, aby taki wniosek był rozpatrywany na poważnie. Natomiast to wymaga bardzo gębokiej pracy - wskazuje Mirosław Suchoń, poseł Polski 2050. - Trzeba w ogóle wniosku i potrzeba uzgodnienia, że taki wniosek przygotowujemy - dodaje Dariusz Wieczorek, poseł Lewicy.
W PSL-u już pół roku temu nie było wątpliwości, czy i za co prezesowi NBP należy się Trybunał Stanu. - Naraził na szwank niezależność Narodowego Baku Polskiego, zrobił z niego przybudówkę jednej partii politycznej, a po drugie za nic miał wartość złotego - mówi poseł Paszyk.
Deklaracja Adama Glapińskiego
Były prezes NBP, mimo że nie szczędzi krytyki obecnemu prezesowi, to opcji postawienia go przed Trybunałem Stanu raczej nie widzi. - Mamy zastrzeżenia do jego polityki pieniężnej, albo do tego, w jaki sposób wypowiada się na temat polityki pieniężnej, ale nie jest to powód do postawienia jakiś procesów przed Trybunałem Stanu - zaznacza Marek Belka.
Prezes NBP odpowiada wprost za stosowanie się do przepisów konstytucji. - Z punktu widzenia ustawy o Trybunale Stanu, a także konstytucji, są przesłanki do tego, żeby takie zarzuty można było postawić. Inną kwestią jest to, czy te zarzuty, o których mówi się w przestrzeni medialnej, będą wystarczająco udokumentowane - tłumaczy konstytucjonalistka dr Monika Haczkowska.
Samo postawienie sprawiłoby, że prezes musiałby zawiesić swoje obowiązki i dlatego plany dzisiejszej opozycji zaniepokoiły szefową Europejskiego Banku Centralnego. Podobnie widzi to szef NBP. - Każda większość w parlamencie, która by się ukształtowała, od nowa mogłaby zmieniać prezesa NBP pod byle pretekstem. No, w jakim kraju byśmy wtedy żyli? To nie byłaby cywilizacja typu zachodniego i nie system - przekonywał Glapiński.
Zobacz również: Kontrowersje wokół doradców Glapińskiego
Na czwartkowej konferencji prezes przekonywał, jak dobra będzie jego współpraca z każdym przyszłym rządem. - Będzie z nowym rządem ani lepszą, ani gorszą, niż z poprzednim rządem - zadeklarował prezes banku centralnego.
Do postawienia prezesa NBP przez Trybunałem Stanu wystarczy większość bezwzględna, czyli 231 posłów. Przyszła koalicja rządząca może liczyć na 248 posłów, ale droga do postawienia przed Trybunałem Stanu jest naprawdę długa - liczy aż pięć etapów.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24