Klub milionerów "dobrej zmiany" to najnowszy raport Wirtualnej Polski, z którego wynika, że we władzach 19 państwowych spółek zasiadało w ostatnich latach 152 ludzi związanych z PiS. Do tego aż 90 z nich w tym czasie stało się milionerami albo multimilionerami i zarobiło łącznie ponad 410 milionów złotych. A to wszystko pod sztandarem walki z partyjnym nepotyzmem.
Poseł Suwerennej Polski, wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Janusz Kowalski to jeden z ponad 150 bohaterów raportu pod hasłem: klub milionerów "dobrej zmiany", który opublikował w poniedziałek portal Wirtualna Polska. - Nie jest to prawda, co zresztą widać na moim oświadczeniu majątkowym - tłumaczy polityk.
Oświadczenie majątkowe, o czym Janusz Kowalski dobrze wie, nie obejmuje tych lat, gdy nie był posłem, ale wiceprezesem zarządu w państwowej spółce PGNiG, do którego wszedł tuż po wygranej PiS-u w grudniu 2015 roku i to wtedy, tylko w tej jeden spółce, zarobił ponad dwa miliony złotych. To dane z oficjalnych sprawozdań finansowych PGNiG, co oznacza, że albo spółka publikuje nieprawdziwe dokumenty, albo to poseł wprowadza ludzi w błąd.
- Jak patrzę na polityków PiS-u, to do polityki idzie się tylko dla pieniędzy. Takim świetnym przykładem jest Janusz Kowalski. To jest pierwszy na świecie minister rolnictwa, który swoje szlify zdobywał przy korycie - komentuje Cezary Tomczyk, poseł Koalicji Obywatelskiej.
To czego można się jeszcze dowiedzieć z najnowszego raportu Wirtualnej Polski, to przede wszystkim gigantyczna skala zatrudnienia ludzi pośrednio albo bezpośrednio związanych z obozem władzy. W zaledwie 19 państwowych spółkach, których dokumenty przeanalizowali dziennikarze portalu, odkąd PiS objęło władze zatrudnienie dostało ponad 150 takich osób. Do tego aż 90 z nich w tym czasie stało się milionerami albo multimilionerami. Zarobiło łącznie ponad 410 milionów złotych.
- Ciężko nam zaglądać komuś do kieszeni. To są marketingowe, menadżerskie, komercyjne kontrakty - przekonuje Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii.
PiS chciało walczyć z "tłustymi kotami"
Nie chodzi tylko o to, że gdy PiS było w opozycji, bez problemu zaglądało do kieszeni szefów spółek, ale również o to, że to najważniejsi ludzie PiS-u od lat powtarzają, że rozpasanie i milionowe wynagrodzenia mogą przyczynić się do ich wyborczej porażki.
- Pokora, praca i umiar. Koniec z arogancją władzy i koniec z pychą - mówiła w listopadzie 2015 roku Beata Szydło, ówczesna premier. Teraz była premier - odnosząc się do publikacji i pytań o wysokie zarobki w państwowych spółkach - tłumaczyła, że w rządzie nie jest od czterech lat. Jednocześnie poprosiła, by pytania o politykę kadrową kierować gdzie indziej, sugerując, że to obecny szef rządu ponosi za tę sytuację odpowiedzialność.
- My, gdy objęliśmy rządy, to zmieniliśmy wynagrodzenia w tym obszarze. One zostały zmniejszone w tym obszarze - przekonuje Piotr Müller, rzecznik prasowy rządu.
Jak mówi autorka tekstu Bianka Mikołajewska, choć spółek powiązanych ze Skarbem Państwa jest w Polsce ponad 400, to zdecydowana większość nie musi, więc nie publikuje szczegółowych sprawozdań finansowych. - Tylko te spółki (notowane na giełdzie - przyp. red.) są zobowiązane do tego, żeby ujawniać w swoich sprawozdaniach wynagrodzenia poszczególnych osób. Inne spółki z udziałem Skarbu Państwa albo podają zbiorcze wynagrodzenia, albo w ogóle nie podają tych wynagrodzeń - zwraca uwagę dziennikarka Wirtualnej Polski.
Wiele z zatrudnionych we władzach spółek osób wpłacało potem na konto partii i działalność PiS-u nawet dziesiątki tysięcy złotych.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN