Tak zwana "ustawa Kamilka" miała chronić dzieci, ale ma zostać zmieniona, bo szkoły poinformowały o kłopotach. Chodzi przede wszystkim o zaświadczenia o niekaralności. Ministerstwo Sprawiedliwości chce, by od rodziców nie były one wymagane, jeśli będą na przykład jechać na wycieczkę z uczniami czy iść z nimi na basen. Jednak nie wszystkie organizacje walczące z przemocą wobec najmłodszych są za złagodzeniem przepisów.
Chodziło o to, żeby w szkole żadnemu z dzieci nie stała się krzywda, żeby na pewno nie zajmował się nimi ktoś, kto nigdy nie powinien mieć z dziećmi do czynienia. Jednak rzeczywistość tak zwanej "ustawy Kamilka" wygląda dziś tak, że nauczyciel na wycieczkę szkolną czy na basen nie może wziąć do pomocy rodziców, jeśli nie mają oni zaświadczeń o niekaralności.
- Cała Polska naraz ruszyła po tak zwane KRK, czyli zaświadczenie o niekaralności - wskazuje Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie. - Te zaświadczenia, te multum papierów, niemożliwość zdobycia zaświadczenia z KRK w określonym czasie, nie wydaje mi się, żeby to było aż tak bardzo potrzebne - uważa dr Marek Michalak, były rzecznik praw dziecka.
ZOBACZ TEŻ: "Nie wolno nam nie reagować". Siedmioletnią dziewczynkę wygoniła matka, błąkała się przy torach
Ministerstwo Sprawiedliwości obiecuje, że to się zmieni i przygotowało nowelizację ustawy. - W projekcie znalazła się rezygnacja z zaświadczeń z rejestrów, jeżeli chodzi o rodziców, czyli te przypadki, które były do nas zgłaszane: rodzice jako wolontariusze na wycieczce szkolnej, rodzice, którzy chodzą na basen i pomagają w suszeniu głów dzieciom - informuje Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, wiceministra sprawiedliwości.
Co ważne - ustawa przygotowana przez poprzednie kierownictwo resortu sprawiedliwości została napisana na podstawie zaleceń organizacji pozarządowych i przyjęta przy ponadpartyjnej zgodzie. Motorem do zmian była śmierć 8-letniego Kamila z Częstochowy, zakatowanego przez ojczyma. O tragedii chłopca nie wiedziała ani szkoła, ani opieka społeczna.
- Nie możemy tracić priorytetów, dla których powstała ta ustawa. Nam wszystkim chodzi o to, żeby dzieci w instytucjach nie mogły być skrzywdzone i żeby w Polsce nie można było zakatować dziecka - podkreśla Joanna Paduszyńska z Fundacji Słonie na Balkonie.
Zaświadczenia niepotrzebne?
W ustawie chodzi o to, żeby - na wzór brytyjski - każdy przypadek poważnej przemocy wobec dziecka był monitorowany, żeby dokładnie sprawdzić, co zawiodło, ale także o to, żeby dziecko miało swojego reprezentanta w sądzie, czy żeby sędziowie przechodzili obowiązkowe szkolenia.
Kolejna zmiana to standardy ochrony dzieci w szkołach czy przedszkolach i tu właśnie pojawił się problem, bo nie dość, że rodzice masowo musieli ruszyć po zaświadczenia, to wiele szkół nie miało pojęcia, co jest dozwolone, a co nie. Ministerstwo Sprawiedliwości jednak przypomina, że wszystkie wytyczne dla szkół czy przedszkoli znajdziemy na stronach resortu.
Nie wszystkie organizacje walczące z przemocą wobec najmłodszych są jednak za łagodzeniem przepisów i podkreślają, że rodzic, który wysyła swoje dziecko na basen, chciałby, żeby suszyła mu włosy także osoba sprawdzona.
- Informacja, którą powinien otrzymać rodzic, to jest informacja, w której my mówimy, że robimy wszystko, żeby twoje dziecko było bezpieczne w naszej instytucji, czyli każda osoba, która będzie miała możliwość opieki nad twoim dzieckiem, jest osobą, która nie jest pedofilem. My to sprawdziliśmy - podkreśla Joanna Paduszyńska.
Z drugiej strony w szkołach słyszymy, że burzy się dziś zaufanie rodziców do siebie nawzajem, a krzywdzone dziecko i tak może nie dostać pomocy.
- Nie możemy my, nauczyciele, pracować z rodzicami, których będziemy traktować jak potencjalnych przestępców, bo to działa w dwie strony: rodzice będą też na nas patrzeć jak potencjalni przestępcy - zwraca uwagę Magdalena Mazur, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 12 w Krakowie. - Potrzebne jest to, żeby w przypadku jakichkolwiek niecnych czynów wobec dziecka informacja szła z jednej instytucji do drugiej po prostu za dzieckiem, żeby nie wystarczył fakt zabrania dziecka z jednej szkoły do drugiej - mówi Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie.
Przepisy o standardach w szkołach czy przedszkolach obowiązują od połowy sierpnia. Projekt zmian w ustawie ma trafić do konsultacji w ciągu kilku tygodni.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24