Rosyjska armia posuwa się do przodu w Donbasie, a Ukraińcy w obwodzie kurskim. W ciągu ostatnich kilkunastu godzin udało im się wysadzić kluczowe mosty na rzece Sejm i zająć kolejne miejscowości. Ukraina chce w ten sposób odciągnąć część rosyjskich wojsk z Donbasu, ale zdaniem ekspertów to może się nie udać, bo Putin - jak wskazują - jest w stanie poświęcić obwód kurski, by nie odwoływać jednostek.
Korniewo, niewielkie miasteczko w obwodzie kurskim, zostało niemal całkowicie otoczone i częściowo zajęte przez siły ukraińskie. Ukraińcy nagrali ucieczkę całego batalionu Rosjan, który miał bronić tego miejsca i zatrzymano jego dowódcę.
Z trzech większych mostów na rzece Sejm - dwa zostały już zniszczone, a ostatni - w okolicach miejscowości Karyż - jest pod kontrolą ogniową Ukrainy. Korieniewo jest jedną z ostatnich większych miejscowości na drodze do zajęcia rejonu głuszkowskiego - na zachód od dotychczasowych pozycji ukraińskich na terytorium Rosji. - Nasi dowódcy dobrze to przemyśleli. Wróg był bardzo pewny siebie, myślał, że może nas atakować na każdym odcinku frontu - mówi Mayak, ukraiński instruktor wojskowy.
Tym samym ukraińscy dowódcy sugerują, że w razie potrzeby są wstanie szybko zwiększyć siły swojej operacji na terenie agresora. - Oczywiście, że lepiej walczyć na ich terytorium. Najlepiej gdyby Rosjanie w ogóle nie byli u nas, to właśnie nazwałbym naszym zwycięstwem - dodaje Victor, ukraiński żołnierz.
Jednak eksperci zwracają uwagę, że rosyjska propaganda w ostatnich dniach, po początkowym chaosie i panice, zmieniła ton. - Ludzie już się trochę przyzwyczaili do tej sytuacji. W razie potrzeby są alarmy rakietowe - przekazuje Igor Korpunkow, burmistrz miasta Kurchatow.
To może świadczyć o fiasku cichych nadziei Kijowa na odciążenie swoich wojsk na froncie w Ukrainie. - Kreml chyba jest gotów poświecić - przynajmniej czasowo - obwód kurski i mieszkających tam ludzi, po to tylko, żeby nie odwoływać jednostek swoich dywizji, dobrze wyposażonych i wyszkolonych, z Donbasu - uważa Wacław Radziwinowicz, wieloletni korespondent z Rosji, dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Pomoc sojuszników pod znakiem zapytania
Rosja osiąga duże postępy na odcinku frontu w okolicach strategicznie ważnego Pokrowska i Torecka. Jeśli Rosjanom uda się tam przełamać front, to siły ukraińskie w Donbasie znajdą się w bardzo trudnej sytuacji. - Kluczowe jest, aby pewne ograniczenia ze strony naszych partnerów nie udaremniały naszych wysiłków w osłabianiu wojsk rosyjskich. Zdolność do ataku rakietami dalekiego zasięgu to odpowiedź na najważniejsze wyzwania strategiczne tej wojny - przekazuje prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
W sprawie pomocy sojuszników wciąż pojawiają się sprzeczne sygnały. Z jednej strony - nieoficjalnie - prezydent Joe Biden ma rozważać przekazanie Ukrainie pocisków dalekiego zasięgu JASSM, ale z drugiej - wciąż nie ma zgodny, żeby używała na terytorium Rosji rakiet przekazanych przez Wielką Brytanię i Francję.
Według doniesień medialnych, z powodów ograniczeń budżetowych, pomoc wojskową dla Ukrainy rzekomo mają zawiesić Niemcy, choć strona ukraińska zapewnia, że to nieprawda. - Nie ma możliwości, że Ukraina będzie otrzymywała uzbrojenie przez kolejnych dziesięć, piętnaście lat w takiej ilości, jak otrzymywała przez ostatnie dwa i pół roku - ocenia dr Aleksander Olech z portalu defence24.pl.
Jednocześnie eksperci wskazują, że Putin sam nie ma możliwości, żeby tak długo prowadzić napaść na sąsiedni kraj. Liczył na wsparcie białoruskiego dyktatora, ale na razie sprowadza się ono do straszenia. - Na białorusko-ukraińskiej granicy jest 120 tysięcy żołnierzy. Widzą tę agresywną politykę, my rozmieściliśmy tam w razie wojny naszych wojskowych - mówi Aleksander Łukaszenko.
Wojska Łukaszenki same są w trudnej sytuacji. Ostatnio Putin w ramach pilnej potrzeby zażądał wsparcia w postaci sprzętu wojskowego, a że magazyny są już puste, to białoruski dyktator oddał czołgi i inne pojazdy wprost z jednostek bojowych.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/NIKOLETTA STOYANOVA