Partie demokratycznej opozycji codziennie negocjują umowę koalicyjną i podział odpowiedzialności w parlamencie i rządzie. PiS twierdzi, że oni również prowadzą rozmowy, ale nie chcą mówić, z kim je prowadzą.
W PiS-ie trwa serial pod tytułem "rozmowy koalicyjne" albo "przeciąganie posłów na swoją stronę", do którego podobno też dochodzi. Podobno, bo tego, z kim przedstawiciele władzy rozmawiają, kogo chcą przekonać, nikt od kilkunastu dni powiedzieć nie chce. Posłowie i posłanki PiS-u mówią, że nie będą uczestniczyć w rozmowach mających na celu snucie teorii. Kogo należy jednak o to pytać, skoro na ten temat wody w usta nabiera nawet sam premier Mateusz Morawiecki? - Nie mają większości, mają klub niespełna 200-osobowy. Nikt z nimi nie rozmawia, nawet Konfederacja. Nikt nie traktuje Mateusza Morawieckiego poważnie - zapewnia Borys Budka, poseł Koalicji Obywatelskiej.
W opozycji, która w nowym Sejmie będzie miała większość, na próżno by szukać kogokolwiek, kto poważnie brałby opowieści przedstawicieli partii władzy o pozyskiwaniu nowych posłów. - Oni nurkowali w szambie takim politycznym, w takim szambie etycznym przez tyle lat. Tutaj trafili na ludzi z opozycji, którzy po prostu się nie wybierają do tego szamba - zaznacza Barbara Nowacka, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Pęknięcia wewnętrzne
Pojawiają się nawet rady, żeby spojrzeć na to, ile jeszcze można stracić, a nie zyskać. - Pan premier Morawiecki, który tym premierem za niedługo przestanie być, naprawdę powinien zacząć liczyć szable we własnym obozie politycznym - ostrzega Miłosz Motyka, polityk Trzeciej Drogi i PSL.
Zjednoczona Prawica sama może się rozpaść. Pojawia się pytanie, czy to właśnie przedstawiciele obozu Zbigniewa Ziobry nie spakują się i nie wyjdą z klubu PiS. Jak donoszą dziennikarze RMF FM, Zjednoczoną Prawicę coraz więcej dzieli i ziobryści mogą nie poprzeć rządu Mateusza Morawieckiego. Wtedy PiS-owi brakowałoby już nie 37, a 55 głosów do sejmowej większości. - Ta partia, ten klub, nie jest w stanie utrzymać się w takim samym składzie do końca tej kadencji - ocenia Miłosz Motyka.
- Przecież premier Morawiecki przez swoich koalicjantów był nazywany "miękiszonem". To nie są słowa opozycji, to są słowa koalicjanta - zauważa Anna Maria Żukowska, posłanka Nowej Lewicy. Dla polityków nowej sejmowej większości sprawa jest jasna - PiS gra na czas. - Mamy czas takiego trwania i wegetacji i tylko wypychania dokumentów do niszczarek oraz załatwiania fuch dla swoich - wyjaśnia Katarzyna Lubnauer z Koalicji Obywatelskiej. Ta gra będzie trwała przynajmniej do 13 listopada, bo szanse na to, że prezydent przed pierwszym posiedzeniem Sejmu nowej kadencji wyznaczy kandydata na premiera, są w najlepszym wypadku iluzoryczne.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu TVN24