Prezydent Andrzej Duda chce większych kompetencji w sprawach unijnych - kosztem rządu. Sejm głosami obozu władzy uchwalił już odpowiednią ustawę. Rządzący popierają pomysł prezydenta i mówią o współdziałaniu władz. Opozycja nazywa ten ruch niekonstytucyjnym i widzi w nim polityczną ucieczkę do przodu obecnie rządzących na wypadek przegrania przez nich wyborów.
Trzynaście i pół godziny zajęło PiS-owi przyznanie prezydentowi nowych i ważnych uprawnień. Według zapisów ustawy rząd niezwłocznie po ich otrzymaniu przekazuje prezydentowi dokumenty z Unii Europejskiej w związku z posiedzeniami Rady Europejskiej, do których prezydent może przedstawić swoje stanowisko.
- Sprawy kontaktów międzynarodowych są gestią rządu. Projektowane zmiany mają być uzgodnione czy skonsultowane z prezydentem. Ale decyzja należy do rządu - wyjaśnia polski ustrój profesor Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Zgodnie ze zmianami w okresie sprawowania przez Polskę unijnej prezydencji prezydent bierze udział w posiedzeniach Rady Europejskiej. Dotąd polskim przedstawicielem był premier. - W roku 2025 będzie kolejna polska prezydencja i, rzeczywiście, do tej inicjatywy, która dotyczy Rady Unii Europejskiej, trzeba się bardzo wnikliwie i dobrze przygotować - wyjaśnia Paweł Sałek z Kancelarii Prezydenta RP.
"Tę sytuację można nazwać albo korupcją, albo prostytucją"
Opozycja wciąż ma w pamięci spory o krzesło między prezydentem Lechem Kaczyńskim a premierem Donaldem Tuskiem. Teraz PiS tłumaczy, że chce uniknąć tej sytuacji. - Wypracowywanie właśnie tego współdziałania jest niezwykle istotne - podkreśla Sylwester Tułajew, poseł PiS. Na trzy miesiące przed wyborami PiS podkreśla, jak ważna jest współpraca między dwoma ośrodkami władzy i jak ważne są te zmiany, których PiS nie przeprowadził przez dwie kadencje współrządzenia z Andrzejem Dudą.
- Tę sytuację można nazwać albo korupcją, albo prostytucją, bo sprowadza się to do tego, że Andrzej Duda będzie sprzedawać swoje wdzięki w kampanii wyborczej PiS-u, a ceną za to będą stanowiska, które będzie mógł obsadzać w instytucjach europejskich - uważa Jarosław Wałęsa, poseł PO. Prezydent zyskuje wpływ na obsadzenie prestiżowych unijnych stanowisk. Może więc wprost odmówić desygnowania kandydata zaproponowanego przez rząd. - Konstytucja bardzo wyraźnie mówi, kto prowadzi politykę zagraniczną. Robi to Rada Ministrów. Zmiana konstytucji ustawą nie ma żadnego sensu, jest po prostu bezprawna - twierdzi Grzegorz Schetyna, były minister spraw zagranicznych, poseł PO.
Zmiana zdania?
Rząd może się zmienić za trzy miesiące, a uprawnienia prezydenta pozostaną. - Nie zmienia się prawa przed wyborami. Nie zmienia się prawa w ten sposób, żeby ograniczyć (władzę - przyp. red.) ewentualnemu zwycięzcy wyborów i na pewno jeżeli chodzi o postępowanie legislacyjne. To, co obecnie się czyni w Sejmie, jest po prostu skandaliczne - uważa profesor Zoll.
W 2015 roku, kiedy Andrzej Duda odbierał akt wyboru na prezydenta, a wybory parlamentarne miały się odbyć za kilka miesięcy, prezydent elekt apelował do rządzącej wtedy Platformy Obywatelskiej o to, żeby w okresie przejściowym nie podejmować żadnych zmian ustrojowych. Teraz jego kancelaria przekonuje, że zmiany nie mają nic wspólnego z nadchodzącymi wyborami.
- Ustawa, co bardzo istotne, powstaje w absolutnym oderwaniu od konkretnej sytuacji politycznej, nie jest to ustawa epizodyczna, nie jest to ustawa pisana dla konkretnego rządu i dla konkretnego prezydenta - zapewnia Małgorzata Paprocka, minister w Kancelarii Prezydenta RP. Opozycja ma jednak w tej sprawie inne zdanie. - PiS chce sobie po prostu zabezpieczyć chociażby przez prezydenta wpływ na państwo, bo wie, że najprawdopodobniej jesienią przegra wybory - przekonuje Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka Nowej Lewicy. Obecny prezydent z nowo wybranym rządem będzie współdziałał przez niewiele ponad rok.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu TVN24