Niosą ich wysoko, bo tam sięgają ich marzenia. Ponad 100 osób z niepełnosprawnościami może podziwiać piękno Tatr dzięki "Szerpom Nadziei". Wolontariusze pomagają dotrzeć nad Morskie Oko, do Doliny Pięciu Stawów czy na Halę Gąsienicową. To już trzecia edycja akcji.
- Bagaż zacny, szykowaliśmy się tutaj cały rok na to, żeby te nasze Skarby przenieść wysoko tam, gdzie ich marzenia - mówi o swoich podopiecznych Paweł Gramacki, wolontariusz Fundacji "Szerpowie Nadziei".
Szerpowie Nadziei znów wyruszyli w Tary i ze Skarbami, bo tak nazywają swoich podopiecznych, kolejny raz przemierzali szlaki i zdobywali szczyty.
Niektórzy wyszli w góry już w piątek, ale to w sobotę było ich najwięcej.
Na przekór trudnej rzeczywistości
- Około 120 Skarbów, wszystkich ludzi na szlaku ponad 540, natomiast wolontariuszy 290. Na tę dużą liczbę składają się też opiekunowie, którzy wychodzą na szlak razem z nami - wylicza Marta Mazur-Sokołowska, wiceprezeska Fundacji "Szerpowie Nadziei".
Idą po to, żeby przypomnieć osobom z niepełnosprawnościami, a może nie tylko im, że góry są dla wszystkich.
- Pomagamy im wejść, możemy je wnieść, dzieciaki możemy przypilnować, odciążyć troszeczkę rodziców, i razem po prostu pobyć w górach, pocieszyć się tym pięknem, tą przyrodą - podkreśla Aleksandra Majocha, wolontariuszka Fundacji "Szerpowie Nadziei".
- Oni chcą żyć normalnie, chcą robić fajne rzeczy, nawet szalone rzeczy, a my chcemy im tę możliwość dać - mówi Daria Czarnecka, wolontariuszka Fundacji "Szerpowie Nadziei".
Na przekór trudnej rzeczywistości. W przypadku pani Anny jeszcze kilka lat temu przyszłość zapowiadała się zupełnie inaczej.
- Byłam sprawną osobą, studiowałam na kierunku lotniczym, to była moja pasja, zrobiłam szkolenie szybowcowe, no i na tym, niestety, przystanęło - wspomina Anna Paluch, podopieczna Fundacji "Szerpowie Nadziei".
Plany przekreśliła okrutna diagnoza: stwardnienie zanikowe boczne. Choroba szybko postępuje.
- Nikt do niej nie przychodził, nikt jej nie odwiedzał, ona też się krępowała, że jest na wózku. Wszyscy się od niej odsunęli, przyjaciele, rodzina, także to był dla niej bardzo duży cios, no a w Szerpach znalazła tę miłość - mówi Jolanta Paluch, matka pani Anny. - Dla Ani wyjazd jest takim szczęściem, że może wyjść z domu, spotkać się z osobami, które lubi - wtóruje jej Andrzej Paluch, ojciec pani Anny.
"Nacieszyć się tym, co zostało. Mimo, że może nie już na własnych nogach"
Poza akcjami w górach Szerpowie odwiedzają 30-latkę w domu, zorganizowali jej huczne urodziny, zabierają na spacery. - Dali mi tę wiarę, że jeszcze można. Jest obstawa, mamy lekarzy, pielęgniarki, bierzemy sprzęt, respirator - mówi Anna Paluch.
- W czerwcu, gdy powiedziała na Karbie, że jej ogromnym marzeniem jest zdobycie Giewontu, pomyśleliśmy sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych - opowiada Daria Czarnecka.
Pani Anna - mimo coraz większych problemów z oddychaniem czy połykaniem - dotarła na szczyt. W tej odsłonie akcji Skarby z obstawą zdobyły też między innymi Niżnie Rysy czy Świnicę.
- Każdy chciałby być świętym Mikołajem, nie tylko w grudniu, ale również w każdy inny dzień roku, i nam się to udaje - mówi Krzysztof Sobczyk, wolontariusz Fundacji "Szerpowie Nadziei".
- Wraca ta chęć życia, chęć zobaczenia czegoś, że człowiek.... Człowiek może poczuć jeszcze tę wolność, nacieszyć się tym, co zostało. Mimo, że może nie już na własnych nogach - podsumowuje Anna Paluch.
Źródło: Fakty po Południu TVN24