Osoby niewidome lub słabowidzące też mogą być częścią załogi statku. Taką szansę daje Fundacja Zobaczyć Morze. Przez 18 lat działalności udało się jej zorganizować prawie 50 rejsów i odwiedzić 140 portów. W tych wyprawach wzięło udział łącznie ponad półtora tysiąca żeglarzy, z czego ponad połowa miała dysfunkcję wzroku.
Na pełnym morzu nabierają wiatru w żagle wbrew przeciwnościom losu i opiniom innych żeglarzy. - Mało kto wie o tych rejsach, a wśród osób pełnosprawnych zdziwienie jest dosyć duże - mówi Aleksandra B. Emche, kapitan żaglowca "Zawisza Czarny".
W ramach akcji rejs na harcerskim jachcie trwa tydzień, a co druga osoba na pokładzie jest niewidoma lub ociemniała, czyli albo nie widzi od urodzenia, albo straciła wzrok w wyniku choroby czy wypadku. - Nigdy na morzu nie byłem, jak widziałem, i dzięki Fundacji Zobaczyć Morze posmakowałem tego, i to mnie wciągnęło - mówi Dariusz Borowiak, uczestnik rejsu. - My rzucamy ich na, tak się mówi, głęboką wodę i dajemy im jeszcze nowe wyzwanie - dodaje Andrzej Gawlik, starszy oficer żaglowca "Zawisza Czarny". Nie są biernymi pasażerami, tylko pełnoprawnymi członkami załogi. - Sterujemy, stawiamy żagle, dbamy też o czystość na statku - wymienia zadania Monika Dubiel, uczestniczka rejsu. - Nie jesteśmy samobójcami, jeżeli się do czegoś nie nadajemy, czy nie możemy czegoś wykonać, to nie będziemy się rwali - zapewnia Dariusz Borowiak. - Nie wykonują tych funkcji, których nie mogą, nie mogą stanąć "na oku" i obserwować tego, co się dzieje wokół - dodaje kapitan jachtu.
Kiedy pierwszy raz wypływali w morze, nie mieli doświadczenia. Uczyli się stawiać żagle, cumować, wiązać liny. Byli zmęczeni, bo taki rejs to ciężka praca, ale szczęśliwi, że są samodzielni.
- Problem polegał na tym, jak wytłumaczyć osobom niewidomym, co mają zrobić, jak zawiązać linę, jak zawiązać węzeł - przyznaje Robert Konarski, kapitan jachtowy. - To, co na statku są w stanie wybadać, wymacać, to jest dla nich dostępne. Ja im opowiadam, co to jest, do czego służy. Tu wszystko ma swoje miejsce i wszystko musi wracać na swoje miejsce, bo tylko wtedy niewidomi są w stanie w 100 procentach obsługiwać - zaznacza Andrzej Gawlik.
Załoga pływa na wynajętym trzymasztowym żaglowcu "Zawisza Czarny". Jedynym udogodnieniem na pokładzie jest tak zwany gadacz, który mówi załodze to, czego nie mogą zobaczyć, żeby samodzielnie sterować żaglowcem. - Mówi sternikowi, jakim kursem płynie, jak płetwa sterowa jest wychylona - wyjaśnia Aleksandra B. Emche. - Osoby bez dysfunkcji wzroku w nocy tracą orientację, niewidomi są tak samo dobrzy i skuteczni zarówno w dzień, jak i w nocy - zapewnia Andrzej Gawlik.
Organizatorem rejsów jest Fundacja Zobaczyć Morze
Organizatorami rejsów jest Fundacja Zobaczyć Morze. Jej twórcami są Robert Krzemiński i Roman Roczeń. Pomysł wypłynął podczas jednego z koncertów, bo niewidomy żeglarz jest też pieśniarzem i gitarzystą. - Spotkaliśmy się na "Zawiszy Czarnym" i w maju wyruszyliśmy do Oslo - wspomina Robert Krzemiński. - Pierwszy raz był o tyle ciekawy, że ja specjalnie wybrałem zupełnie niewidzących - dodaje Roman Roczeń.
W niedzielę Robert Krzemiński i Roman Roczeń świętowali osiemnaste urodziny projektu Zobaczyć Morze, właśnie na pokładzie "Zawiszy Czarnego", zacumowanego w gdyńskim porcie - razem z tymi, którzy mają za sobą nie jeden rejs.
- 16 lat temu zaczepiła mnie obca dziewczyna w akademiku na korytarzu i powiedziała: hej, ty jesteś chyba niewidoma, bo z laską białą chodzisz, moja koleżanka płynie na taki rejs, gdzie bedą osoby niewidome - wspomina Monika Dubiel. - Często rozmawialiśmy na temat tego, czy ta formuła jest dobra, czy jej nie zmienić. Okazuje się, że ta formuła jest bardzo dobra i nie należy tu nic zmieniać, nie należy robić kolejnych eksperymentów, a popyt jest - mówi Robert Krzemiński.
Przez te lata wiatr nie zawsze sprzyjał. - To zwątpienie było w momencie, kiedy zaczęliśmy mieć problemy ze zdobywaniem pieniędzy, sponsorów. Zanim nauczyliśmy się pisać różnego rodzaju projekty, które są składane do Ministerstwa Sportu i Turystyki o dotacje, była taka luka - wspomina Robert Krzemiński.
Wspólnie odwiedzili 140 portów
Do tej pory Fundacja zorganizowała prawie 50 rejsów, w których udział wzięło ponad półtora tysiąca żeglarzy, z czego ponad połowa miała dysfunkcję wzroku. Wspólnie odwiedzili 140 portów i przepłynęli 50 tysięcy mil. - To, co robimy, jest rehabilitacją społeczną, działającą w obie strony - nie tylko w stronę osób z dysfunkcją wzroku, ale również w stronę osób zdrowych - podkreśla Robert Krzemiński. - W moim odczuciu te rejsy są bardziej wartościowe dla osób pełnosprawnych niż dla osób z dysfunkcją wzroku, bo uczymy się, że to są takie same osoby jak my - mówi Aleksandra B. Emche.
CZYTAJ TAKŻE: Dziadek Olinka podjął kolejne wyzwanie. "Pokazuje nam wszystkim, że nie ma rzeczy niemożliwych"
Pan Dariusz wzrok stracił 12 lat temu. Projekt Fundacji Zobaczyć Morze pomógł mu wypłynąć na szerokie wody. Był na pokładzie największych polskich żaglowców. - Jako pierwszy niewidomy Polak mogłem brać udział w opłynięciu Przylądka Horn, który jest - można powiedzieć - żeglarskim Mount Everestem - wspomina mężczyzna.
Nazwa projektu - Zobaczyć Morze - nie jest przypadkowa. - Chciałem od początku ludzi widzących uczyć, przyzwyczaić do tego, że przy niewidomych używa się zwrotów: zobacz - mówi Roman Roczeń.
Niewidomi to, co jest za burtą, widzą na swój sposób. - Morze się ogląda wszystkim, wcale nie tylko okiem - zaznacza Roman Roczeń. - To jest jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaką można tutaj doświadczyć, czyli iść pod żaglami w kompletnej ciszy, słyszeć tylko morze, mewy i wiatr - dodaje Monika Dubiel.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24