Marsz w Warszawie to był marsz ludzi z całej Polski. Czasami musieli ruszyć jeszcze przed świtem. Jechali autokarami, pociągami i prywatnymi autami. Ich niezgoda na działania obozu władzy jest już tak duża, że ani godziny, ani kilometry się nie liczyły.
Na marsz 4 czerwca - w rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów - uczestnicy jechali przypominając, jak ważny to był moment w historii Polski. - Walczyłyśmy z komuną i w głowie nam nawet nie powstało, że będziemy znowu z tą komuna będziemy walczyć po tylu latach. To, co zrobił PiS, to jest czysta komuna i my, jako osoby dojrzałe, to pamiętamy i chcemy się temu sprzeciwić - mówi uczestnicząca w warszawskim marszu Elżbieta z Wrocławia.
Na marsz pojechali też ci, którzy PRL-u nie pamiętają. Znają tylko Polskę, która jest częścią europejskiej wspólnoty, a europejskie wartości są dla nich niepodważalne. - Ja sie urodziłem w 2004 (roku - przyp. red.), kiedy weszliśmy do Unii Europejskiej i dla nas to jest niewyobrażalne, żebyśmy szli tym scenariuszem takim wschodnim, takim białoruskim - opowiada Cyprian Mrzygłód, uczestnik marszu z Gdańska. - Wielu takich jak ja rozumie, że dzisiaj walka jest o przyszłość, o naszą przyszłość, o przyszłość młodych, bo to od nas zależy też przyszłość tego kraju - dodaje Filip, uczestnik marszu z Białegostoku.
Pamiętając o przeszłość i myśląc o przyszłości - na marsz wybierały się całe rodziny. - Chcemy pokazać, że nie podoba nam się to, co dzieje w kraju, jak to wszystko wygląda, jak funkcjonuje Polska, co z niej zrobiono, po prostu cofamy się w czasie - twierdzo Anna Langowska z Gdańska.
Różne powody
Od konkretnych problemów, przez styl uprawiania polityki aż po fundamentalne kwestie państwa demokratycznego. Każdy z uczestników marszu motywowany był przez inny aspekt codzienności, który jego zdaniem wymaga poprawy. Wśród postulatów bardzo często pojawiała się konieczność troski o przyszłe pokolenia. - Żeby żyli spokojnie i nie musieli płacić naszych długów - wyjaśnia Joanna Zdrojewska, uczestniczka marszu z Gdańska.
- W każdej partii, w każdych czasach są źli i dobrzy ludzie, ale mam wrażenie, że PiS chce z nas wszystkich zrobić tylko złych ludzi - dodaje Mariusz, uczestnik marszu z Kielc.
Zdaniem uczestników powodów do demonstrowania było tak dużo i tak ważnych, że nieważne było, ile do Warszawy trzeba jechać. Niektórzy podróż zaczynali bladym świtem, inni jeszcze przed wschodem słońca - jak mieszkańcy Szczecina. - Nie potrafiłam zostać w domu w momencie, kiedy sytuacja polityczna jest jaka jest i organizowane jest takie chwalebne pospolite ruszenie - zapewnia Joanna, która na marsz przyjechała ze Szczecina.
Wymowne liczby
Według organizatorów w marszu wzięło udział "około pół miliona ludzi". Ruszyli nie tylko mieszkańcy dużych miast, ale też tych mniejszych
Dla tych, którzy wsiedli do autokarów, pociągów i prywatnych samochodów żeby w Warszawie demonstrować, wyjścia innego nie było, bo za tą decyzją nierzadko kryły się prawdziwe emocje. - Ja mam swoje lata. Kiedyś walczyłem o to, żeby doszło do jakiejś demokracji, a co my teraz mamy? Przecież to jest bzdura. To jest powrót do tego co było? Nawet gorzej - uważa Ryszard Sołbut, uczestnik marszu z Białegostoku.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu