Gestu Kozakiewicza w wykonaniu Mariusza Kamińskiego na sali plenarnej Sejmu, który widziała cała Polska, Jarosław Kaczyński, nie widział. W sprawie braku sygnału TVP prezes PiS dzwonił o 3 rano do prezesa TVP i to nie jest jego zdaniem dowód politycznej zależności. Na konferencji prasowej Jarosław Kaczyński obraził dziennikarzy, nie odpowiedział na ich pytania i wyszedł.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński odpowiadał na pytania podczas konferencji prasowej w sprawie "marszu miliona", który ma się odbyć się 11 stycznia. Marszu, który w swoim założeniu ma bronić fundamentalnych wartości: demokracji, polskich mediów i polskiej wolności słowa. Prezes tłumaczył, że zarobki dotychczasowych pracowników TVP wcale nie były takie duże. Przewodniczący klubu PiS Mariusz Błaszczak opowiadał o kulisach "niedopuszczalnych zmian" w mediach publicznych. - O godzinie 3 nad ranem firma ochroniarska wchodziła do Polskiej Agencji Prasowej. O trzeciej nad ranem - zaznaczył Błaszczak.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: PiS walczy o utrzymanie partyjnej propagandy
Na konferencji o "wolności mediów" pytań od ich przedstawicieli pojawiło się sporo. Jedno z nich dotyczyło "gestu Kozakiewicza", który na sali plenarnej Sejmu pokazał polityk PiS Mariusz Kamiński. Prezes zapewnił, że charakter samego obraźliwego gestu zna, ale jego zdaniem nieprawdą jest, żeby ktoś wykonał go w Sejmie. - Nie widziałem tego gestu. Dlatego uważam, że to jest po prostu jakiś element, nazwę to bardzo łagodnie i elegancko, manipulacji - poinformował Kaczyński. Nieco inaczej jednak widział to sam wykonawca gestu. - To była taka spontaniczna relacja na sympatyczne okrzyki naszych przeciwników, oponentów politycznych - wyjaśniał 21 grudnia Mariusz Kamiński, były minister spraw wewnętrznych.
Inne standardy
Prezes mógł nie widzieć gestu swojego partyjnego kolegi z bardzo prostego powodu - nie było go wtedy na sali plenarnej. Przyczyną może być także brak dostępu do telewizji, o czym Jarosław Kaczyński nie omieszkał poinformować o 3 w nocy ówczesnego prezesa TVP. - Wróciłem właśnie o tej porze do domu i chciałem zobaczyć, co w telewizji. Zobaczyłem, że jest brak sygnału - tłumaczył prezes PiS. - Marszałek Terlecki mi potwierdził, że tak rzeczywiście jest, że brak sygnału. Później dzwoniłem jeszcze do dwóch osób, ale one spały, nie odbierały telefonu - dodał. Po dłuższym namyśle prezes miał dojść do wniosku, że skoro "telewizor nie działa", to adresatem jego śródnocnych telefonów powinien być ówczesny prezes TVP Mateusz Matyszkowicz. - Co prawda, znam go nieporównywalnie mniej niż prezesa Kurskiego - zaznaczył Jarosław Kaczyński.
- Znajomi mogą do siebie dzwonić o każdej porze dnia i nocy, uważam, że jest to normalne - powiedział poseł PiS Zbigniew Kuźmiuk.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: "To jest prawdziwa umiejętność nie widzieć rzeczy, które widziało całe społeczeństwo"
Poprzedniego szefa "niezależnej i wolnej od politycznych nacisków" telewizji "publicznej" Jacka Kurskiego prezes zna "doskonale", bo to były polityk jego partii - walczącej teraz o "wolne media". Z jego następcą Jarosław Kaczyński jednak zdążył się poznać. Choćby w czasie wizyt Matyszkowicza w siedzibie partii przy Nowogrodzkiej. Nocny telefon od prezesa partii do prezesa telewizji okazał się strzałem w dziesiątkę. Ten drugi wskazał, że problem najprawdopodobniej sprawia niewłaściwy dekoder. - Był przełączony sygnał telewizji publicznej na nowy standard nadawania - tłumaczy były minister cyfryzacji z PiS Janusz Cieszyński.
Brak zrozumienia dziennikarzy na przedstawianą przez prezesa argumentację po kolejnych pytaniach wystawił jego cierpliwość na prawdziwą próbę. - To, co się wyprawa w Polsce, jest nie do obrony. Państwo mają, że tak powiem, płacone za to, żeby tego bronić. Naprawdę serdecznie państwu współczuję - skwitował prezes PiS. Mimo kolejnych pytań - na tym konferencja o wolności słowa i niezależności mediów dobiega końca.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu TVN24