W Kędzierzynie-Koźlu doszło do pożaru na nielegalnym składowisku odpadów. W ogniu stanęło co najmniej 500 ton łatwopalnych, trujących substancji. Magazyn jest pod lupą prokuratury w ramach toczącego się śledztwa. Zarzuty w tej sprawie usłyszało już jedenastu członków zorganizowanej grupy przestępczej, a jej domniemany szef to Jacek B., który ma odpowiadać między innymi za składowisko odpadów po produkcji trotylu pod Bełchatowem.
Olbrzymie eksplozje i widoczne z wielu kilometrów kłęby czarnego, toksycznego dymu - tak płonęło nielegalne składowisko niebezpiecznych odpadów w Kędzierzynie-Koźlu.
- Strażacy odpowiednio zabezpieczeni w aparaty ochrony układu oddechowego prowadzą działania przy samej hali. Nie wchodzą do niej, ale przez otwory, które były takimi otworami naturalnymi, gdzie były okna, drzwi, tam te działania gaśnicze prowadzą - poinformował młodszy kapitan Łukasz Nowak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Opolu.
W tej sytuacji kryzysowej można powiedzieć, że "mamy szczęście"
W ogniu stanęło co najmniej 500 ton łatwopalnych, trujących substancji, dlatego na miejscu pojawił się też specjalny samochód Inspekcji Ochrony Środowiska, wyposażony w aparaturę do pomiaru skażenia powietrza. - W tej sytuacji kryzysowej można powiedzieć, że mamy szczęście, dlatego że dym leci już teraz na las i na rzekę Odrę. Także nie idzie już w stronę Kędzierzyna-Koźla - przekazała prezydent Kędzierzyna-Koźla Sabina Nowosielska.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: W maju paliły się odpady, do dziś czuć smród. Jest zgoda na uprzątnięcie składowiska
Okolicznych mieszkańców przed ewakuacją uchroniły silne podmuchy wiatru, które przechodziły w czwartek nad niemal całą Polską. To, że niebezpieczne odpady są tam składowane nielegalnie, nie było żadną tajemnicą. Składowisko przy ulicy Chełmońskiego w Kędzierzynie-Koźlu jest jednym z ponad trzydziestu, jakie w okolicznych województwach próbowała ukryć mafia śmieciowa.
- Są to odpady zawierające substancje wysoce łatwopalne, których opary mogą tworzyć z powietrzem mieszaniny wybuchowe, stwarzające zagrożenie pożarowe i wybuchowe z uwagi na ich właściwości fizykochemiczne - informuje Katarzyna Żołna z Prokuratury Regionalnej w Katowicach.
Prokuratura potwierdza, że tak niebezpieczne substancje składowane były tam od trzech lat. Zarzuty w tej sprawie usłyszało już jedenastu członków zorganizowanej grupy przestępczej, a jej domniemany szef we wrześniu, po dwóch latach ukrywania się za granicą, sam zgłosił się do prokuratury. To Jacek B., który ma odpowiadać między innymi za przedstawione w reportażu Wojciecha Bojanowskiego "Wody Czerwone" składowisko odpadów po produkcji trotylu pod Bełchatowem.
- Usłyszał aż 32 zarzuty. Są to przede wszystkim zarzuty dotyczące działania w zorganizowanej grupie przestępczej, a przede wszystkim kierowania taką grupą - przekazała 12 września Agnieszka Wichary z Prokuratury Regionalnej w Katowicach.
Rządzący obwiniają polityków PO
"Łożymy bardzo duże finanse na to, żeby sprzątać po Platformie Obywatelskiej", "Polska będzie zatruta, terroryzowana przez mafie śmieciowe" - w ten sposób reagował i wciąż reaguje na problem nielegalnego importu niebezpiecznych odpadów obóz ustępującej władzy, choć z ustaleń prokuratury wynika, że większość takich składowisk powstała na przestrzeni zaledwie kilku ostatnich lat.
CZYTAJ WIĘCEJ: Rząd PiS zgodził się na import odpadów z zagranicy, w tym z Niemiec. "Co innego mówią, a co innego robią"
- Obwinięte były taką folią, napisane tam było "naturalne nawozy" (natural fertilizers) i w ten sposób musiały wjechać do Polski. Nikt tego nie kontrolował - informuje prezydent Kędzierzyna-Koźla.
Przestępcy odbierają niebezpieczne odpady poprodukcyjne, deklarując ich utylizację, na czym zarabiają setki milionów, a może już miliardów złotych. Następnie przewożą je przez granicę i porzucają w wynajmowanych magazynach, a krycie tego procederu nawet nie jest specjalnie skomplikowane, skoro - jak ustalili dziennikarze "Faktów" TVN - do Polski wciąż płynie rzeka odpadów, i to za zgodą urzędników oraz władz. - Importujemy tylko to, co potrzebuje gospodarka - zapewnia Jacek Ozdoba, ustępujący wiceminister klimatu i środowiska.
- Mamy pewne zapełnienie mocy przerobowych nie naszymi odpadami, podczas gdy sami mamy problem na własnym podwórku - zwraca uwagę Hanna Marliere, prezes Fundacji Pro Terra.
Koszt legalnej utylizacji tylko jednego zbiornika z odpadami to około 12 tysięcy złotych. W Kędzierzynie-Koźlu było ich niemal pół tysiąca, co oznacza, że bezpieczna likwidacja tego składowiska może kosztować niemal pięć milionów złotych, a w całej Polsce takich nielegalnych składowisk jest co najmniej 400.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24