Na ulice stolicy Rumunii wyszli zwolennicy skrajnie prawicowego i prorosyjskiego Calina Georgescu. To reakcja na decyzję Centralnego Biura Wyborczego, które ogłosiło, że nie dopuści polityka do startu w powtórzonych wyborach prezydenckich. W pierwotnym terminie, jesienią zeszłego roku, Georgescu w pierwszej turze zdobył najwięcej głosów. Potem głosowanie zostało unieważnione, gdy służby wykryły rosyjską ingerencję w kampanię wyborczą. Polityk zapowiada, że nie wycofa się z walki o władzę.
Próbowali przerwać kordon policji i wedrzeć się do budynku Centralnego Biura Wyborczego. "Ostatecznością jest kolejna rewolucja!" - skandowało wielu protestujących, którzy zebrali się w Bukareszcie. W kierunku służb poleciały butelki, kamienie i petardy. Policja do rozproszenia demonstrantów musiała użyć gazu łzawiącego.
Zwolennicy Calina Georgescu wyszli na ulice po tym, jak Centralne Biuro Wyborcze oświadczyło, że prorosyjski skrajnie prawicowy kandydat nie może wystartować w nadchodzących wyborach prezydenckich.
"To bezpośredni cios w serce demokracji na całym świecie! Mam jedną wiadomość! Jeśli demokracja w Rumunii upadnie, upadnie cały demokratyczny świat! To dopiero początek. To takie proste! Europa jest teraz dyktaturą, Rumunia jest we władzy tyranii!" - czytamy we wpisie Calina Georgescu, byłego kandydata na prezydenta Rumunii.
Georgescu i Moskwa zaprzeczają oskarżeniom o rosyjską ingerencję
Nieoczekiwanie Calin Georgescu - polityk sceptycznie nastawiony do NATO i pomocy Ukrainie - wygrał pierwszą turę listopadowych wyborów prezydenckich. Jednak na początku grudnia, na dwa dni przed drugą turą, rumuński Sąd Konstytucyjny unieważnił wybory i stwierdził, że głosowanie trzeba powtórzyć. Wcześniej ówczesny prezydent Klaus Iohannis przekazał sądowi odtajnione dokumenty służb, mające wskazywać, że miała miejsce ingerencja Rosji w proces wyborczy. Zarówno Georgescu, jak i Moskwa zaprzeczają tym oskarżeniom.
- Dziękuję wszystkim obywatelom za to, co robią. Ale apeluję o zachowanie spokoju. Nie uciekajmy się do przemocy tak, jak to miało miejsce w niedzielę wieczorem. Idziemy naprzód z wielką wiarą w przyszłość naszego kraju - mówi Calin Georgescu.
62-latek w piątek zarejestrował swoją kandydaturę. Centralne Biuro Wyborcze miało 48 godzin na jej zaakceptowanie lub odrzucenie. W swojej decyzji powołało się na zeszłoroczne orzeczenie Sądu Konstytucyjnego, twierdząc, że polityk naruszył przepisy wyborcze.
"Niedopuszczalne byłoby, aby w ramach wznowionego procesu wyborczego ta sama osoba została uznana za uprawnioną do ubiegania się o urząd prezydenta" - czytamy w oświadczeniu Centralnego Biura Wyborczego Rumunii.
- To nie jest demokratyczna droga, to po prostu bzdura - komentuje Victoria, mieszkanka Bukaresztu.
- Nie wiem, jakie dowody mają, aby unieważnić jego kandydaturę. Jeśli dowody istnieją, to była to decyzja demokratyczna, ale jeszcze nie pokazali dowodów - mówi Stefan, mieszkaniec Bukaresztu.
Zarzuty prokuratury wobec Georgescu
Pod koniec lutego rumuńska prokuratura wszczęła dochodzenie przeciwko Georgescu. Zarzuciła mu między innymi nieprawidłowości w finansowaniu kampanii wyborczej, szerzenie mowy nienawiści i działania przeciwko porządkowi konstytucyjnemu. Polityk został zatrzymany, a potem objęty dozorem sądowym. Ma zakaz opuszczania kraju.
- Nic mnie już nie zaskakuje. Przypomina mi to mentalność i system komunistyczny lat 50. - komentuje Calin Georgescu.
Decyzja Centralnego Biura Wyborczego wywołała oburzenie wśród prawicowych polityków. Wicepremier Włoch - Matteo Salvini - odrzucenie kandydatury Georgescu nazwał "europejskim zamachem stanu w stylu sowieckim".
- Najpierw unieważniają wybory, które wygrał, potem go aresztują, a później wykluczają go z wyborów, bo boją się, że odniesie zwycięstwo. Zamiast "ponownie uzbrajać Europę", musimy ją odbudować, aby bronić demokracji - ocenia Matteo Salvini, wicepremier Włoch.
Administracja Donalda Trumpa naciskała na rumuńskich urzędników, by pozwolili Georgescu kandydować. Wiceprezydent JD Vance podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa ostro krytykował Rumunię za unieważnienie wyborów. Po stronie skrajnie prawicowego polityka stanął Elon Musk, który nazwał szaleństwem niedzielną decyzję Centralnego Biura Wyborczego.
Wybory prezydenckie w Rumunii odbędą się 4 maja. Gdyby Georgescu wystartował w wyścigu, to według sondaży mógłby liczyć na poparcie na poziomie około 40 procent, co dałoby mu realną szansę na wygraną w drugiej turze.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: CNN