W ostatni sierpniowy weekend w dwóch wschodnich niemieckich landach odbędą się wybory. Duże szanse na zwycięstwo ma w nich Alternatywa dla Niemiec (AfD). To wynik, który nie tylko pokaże, jak bardzo Niemcy są podatni na populistyczne obietnice. Zależeć od niego może także polityka władz federalnych, które głowią się, jak zatrzymać spadające poparcie i gotowe są na radykalne kompromisy. Pierwszą ofiarą może stać się pomoc dla Ukrainy, której i skrajna prawica, i skrajna lewica, są przeciwne.
Björn Hoecke to czarny charakter niemieckiej polityki. W przeszłości pochlebnie wypowiadał się o Hitlerze, niedawno sąd skazał go na grzywnę za używanie nazistowskich haseł.
Zwolennikom Hoeckego to jednak nie przeszkadza. Jest liderem Alternatywy dla Niemiec w landzie Turyngia. Ma realne szanse nawet na zostanie jego premierem.
- Niech żyje nasza ojczyzna Turyngia, niech żyją nasze ukochane Niemcy, niech żyje prawdziwa Europa! - mówił na wiecu Björn Hoecke.
31 sierpnia odbędzie się głosowanie w dwóch landach we wschodnich Niemczech: Saksonii i Turyngii. O ile w Saksonii 30 procent poparcia może dać Alternatywie dla Niemiec drugie miejsce w głosowaniu, to 29 procent w Turyngii oznaczać może zdecydowane zwycięstwo. Być może nawet przejęcie władzy.
AfD prowadzi też w sondażach w okalającej Berlin Brandenburgii, która zagłosuje 22 września. Przez Niemcy przetaczają się demonstracje przeciwko Alternatywie. Przeciwnicy partii mówią wprost: to faszyści.
- Mówię jasno: jestem przeciwko normalizacji faszyzmu. Oni sprawiają, że faszyzm staje się czymś zwyczajnym. Główny kandydat AfD wykrzykuje hasła nazistowskie, członkowie AfD odrzucają zasady obowiązujące w Niemczech - mówi Bodo Ramelow, premier Turyngii i polityk partii Die Linke.
Prorosyjska AfD
Główny temat kampanii na wschodzie Niemiec to imigracja. Ton debaty zaostrzył się po niedawnym ataku nożownika w miasteczku Solingen.
Nowością jest to, że Alternatywa dla Niemiec próbuje przekonać do siebie imigrantów mających prawo do głosowania. Narracja skierowana do nich brzmi: kiedy wy przyjechaliście do Niemiec, musieliście wszystko zdobyć ciężką pracą, nowi przyjezdni dostają wszystko za darmo.
Skrajna prawica coraz bardziej otwarcie głosi hasła prorosyjskie. Jej lokalni politycy chętniej niż o sprawach samorządu mówią o wojnie Putina.
- Wezwaliśmy do zakończenia sankcji wobec Rosji, które szkodzą naszemu krajowi bardziej niż Rosji. CDU głosowała przeciwko. Wezwaliśmy do zmniejszenia podatków. CDU głosowała przeciwko - punktował na wiecu Jorg Urban, kandydat Alternatywy dla Niemiec w Saksonii.
- Nie pozwolimy nikomu mówić nam, jak mamy żyć - ani Berlinowi, ani Brukseli. Jak mamy mówić, jakim samochodem mamy jeździć, co mamy jeść - nikomu. Ani z lewa, ani z prawa. Jesteśmy Saksończykami. Idziemy własną drogą. Robimy swoje, panie i panowie - mówił na wiecu Michael Kretschmer, wiceprzewodniczący Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej i premier Saksonii.
CZYTAJ TAKŻE: Niemcy: 26-latek z Syrii zabił trzy osoby. Coraz głośniejsze są opinie, że trzeba zaostrzyć prawo
Prorosyjska lewica
Wyniki głosowania na wschodzie mogą wstrząsnąć koalicją rządzącą całymi Niemcami. Wszystkie trzy partie rządowe - SPD, Zieloni i FDP - mogą w Saksonii i Turyngii nie przekroczyć nawet pięcioprocentowego progu wyborczego.
Głosy odbiera im między innymi Sojusz Sahry Wagenknecht. To partia określana w Niemczech jako populistyczna, prorosyjska lewica. Jej liderką jest 54-letnia, urodzona w NRD, córka Niemki i Irańczyka.
- Nie podoba mi się, gdy w siłę rośnie partia prawicowych ekstremistów i nazistów. Trzeba mówić o tym jasno: kto jest odpowiedzialny za to, że tak wiele osób w naszym kraju głosuje na taką partię ze złości i rozpaczy? To politycy, którzy od lat rządzą ponad głowami ludzi. Którzy od lat ignorują to, czego ludzie chcą, którzy ignorują ich w tysiącu kwestii - mówiła na wiecu Sahra Wagenknecht, przewodnicząca Sojuszu.
Po wyborach na wschodzie to właśnie Sahra Wagenknecht może rozdawać karty. To jej głosy najprawdopodobniej będą kluczowe przy tworzeniu koalicji. Wagenkenecht oświadczyła, że zgodzi się izolować Alternatywę dla Niemiec tylko wówczas, jeśli rząd w Berlinie uwzględni jej postulaty w polityce zagranicznej. Przewidują między innymi wstrzymanie dostawy broni na Ukrainę.
To pokazuje, jak zwycięstwo skrajnych ugrupowań w wyborach regionalnych mogłoby zmienić politykę całych Niemiec.
- Mielibyśmy do czynienia albo z takimi Niemcami, które są bardziej prorosyjskie, a przynajmniej takie postawy muszą być uwzględniane w polityce, coraz bardziej antyamerykańskie. To byłyby Niemcy, które by popadały w coraz większy izolacjonizm, protekcjonizm, co miałoby ogromny wpływ na to, jak rozwijałaby się, a raczej zwijała Unia Europejska - wyjaśnia Anna Kwiatkowska, kierowniczka sekcji niemieckiej Ośrodka Studiów Wschodnich.
Zwijająca się, słaba Unia Europejska to od lat długofalowy, strategiczny cel Kremla.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Reuters