Boimy się o demokrację, boimy się powrotu nazizmu - mówili uczestnicy wielotysięcznych protestów w Niemczech. Skąd te obawy? Chodzi głównie o to, że w siłę rośnie partia Alternatywa dla Niemiec, uznawana za skrajnie prawicową. Znaczenie ma też tajne spotkanie, podczas którego przedstawiciele z tego ugrupowania mieli naradzać się, jak wysiedlać ludzi obcego pochodzenia.
Tak ogromnych tłumów nie spodziewali się nawet organizatorzy protestów przeciwko skrajnej prawicy. Przez cały weekend na ulice 100 niemieckich miast wyszło nawet 1,5 miliona osób. Szacunki organizatorów mówią o 350 tysiącach ludzi w Berlinie, 250 tysiącach w Monachium, a piątkowa demonstracja w Hamburgu musiała zakończyć się przed czasem, bo przyszło zbyt wiele osób.
Protestujący nie gryźli się w języki i otwarcie mówili, że boją się powrotu III Rzeszy. Dla nich rosnąca w siłę partia Alternatywa dla Niemiec to naziści.
- To, co robi AfD, przypomina mi rok 1933 i jeśli teraz nie będziemy głośno, to potem nie będziemy mogli powiedzieć: "och, nic o tym nie wiedzieliśmy" - mówiła jedna z protestujących. - Kiedyś winiliśmy naszych rodziców i dziadków za to, że milczeli. Nie rozumieliśmy, jak to możliwe, że NSDAP rozkwitło. Teraz jest czas, żeby zareagować - podkreślał kolejny protestujący.
Na Niemcach ogromne wrażenie zrobiły doniesienia dziennikarzy śledczych, którzy udokumentowali tajne spotkanie skrajnej prawicy, w tym polityków AfD, w podberlińskim Poczdamie. W listopadzie mieli dyskutować o przymusowych przesiedleniach osób obcego pochodzenia, nawet tych z niemieckim obywatelstwem. Padł pomysł, by w Afryce Północnej stworzyć dla nich nowe państwo.
Okoliczności spotkania przywołały w Niemczech najgorsze skojarzenia. W 1942 roku, w podobnej willi, kilka kilometrów od Poczdamu w Wansee, naziści ustalili plan tak zwanego ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. - Myślę o tym, co wydarzyło się w przeszłości i to nie może się powtórzyć. Naziści, prawica i faszyści nie mogą powrócić do władzy w żadnej formie. Znajdujemy się na bardzo złej drodze. Cieszę się, że jest tu tak wielu ludzi - wskazywała jedna z uczestniczek protestu.
Druga sila na scenie politycznej
Alternatywa dla Niemiec to, według sondaży, druga sił na niemieckiej scenie politycznej. Na objęcie władzy w państwie na razie nie ma szans, ale nie jest to już wykluczone w poszczególnych landach na wschodzie Niemiec.
W opublikowanym w niedzielę apelu prezydent Niemiec Frank Walter Steinmeier wezwał do stworzenia sojuszu "wszystkich demokratów". Uczestnicy demonstracji mówią o sobie, że są większością, która musi przestać milczeć. - Mam nadzieję, że polityczne centrum obudzi się i skrajna prawica zobaczy, ilu nas jest - mówiła kolejna z uczestniczek protestu. - Tu, na tym placu, ich duchowi poprzednicy palili książki. Kilka lat później podpalili synagogi i wymordowali miliony ludzi w komorach gazowych. Doprowadzili nasz kraj i nasze miasto do całkowitej ruiny - mówił na manifestacji Mike Josef, burmistrz Frankfurtu.
Dla wyborców AfD najważniejsze jest ograniczenie imigracji do Niemiec. Wielki sprzeciw wywołuje tak zwana zielona polityka i rosnące koszty życia. Zwłaszcza na terenach byłego NRD, w miasteczkach takich jak Stützengrün, partia przyciąga umiarkowanych dotychczas wyborców. - Nie każdy, kto głosuje na AfD, jest ekstremistą. Panuje niezadowolenie z polityki federalnej, polityki państwa - wyjaśnia Volkmar Viehweg, burmistrz miejscowości Stützengrün.
Finansowanie partii
- Bazują te wszystkie partie populistyczne, w tym także AfD, na kreowaniu nowej tożsamości i zagrożenia tożsamościowego dla tych, którzy są inni, którzy są antysystemowi, którzy są "naprawdę" Niemcami, "naprawdę" Polakami. My to znamy z własnego doświadczenia. Tylko, ci którzy głosują na PiS, są prawdziwym Polakami. Ci, którzy głosują na AfD, są prawdziwymi Niemcami - tłumaczy prof. Arkadiusz Stempin z Uniwersytetu we Fryburgu i Wyższej Szkoły Europejskiej w Krakowie.
Zobacz również: AfD w Saksonii uznana za organizację prawicowo-ekstremistyczną. "Podejmuje wysiłki przeciwko konstytucji"
Politycy AfD znani są z wypowiedzi antypolskich, mimo to sojusznika w tej partii widzi poseł Konfederacji Grzegorz Braun. Niemiecki kontrwywiad wielokrotnie donosił, że AfD dostaje pieniądze z Kremla, w zamian jest jego tubą propagandową w Niemczech. - Boję się o losy naszej demokracji. Wiele ludzi myśli w ten sam sposób. AfD to patia Putina, nie jest dobra dla Niemiec - mówi jeden z protestujących.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS