Rubel tonie. W stosunku do dolara rosyjska waluta tylko w tym roku straciła 40 procent swojej wartości. Rubel tak słaby nie był od marca 2022 roku, gdy Rosja rozpoczęła swoją napaść na Ukrainę na pełną skalę. Moskwa stara się ratować sytuację, ale nawet najzagorzalsi propagandyści głośno mówią, że sytuacja jest fatalna.
Władimir Sołowjow to czołowy rosyjski propagandysta i człowiek Putina. Wolno mu powiedzieć więcej niż przeciętnemu Rosjaninowi. Jeśli on publicznie traci nerwy, to znaczy, że w Rosji dzieje się źle. - Cała zagranica się z nas teraz śmieje! Z tego, że jedną z najsłabszych walut jest teraz rubel - alarmuje Władimir Sołowjow. Sołowjow wścieka się, bo rosyjska waluta przekroczyła psychologiczną barierę - 100 rubli za dolara. Do wyobraźni Rosjan przemawia to, że za jednego rubla można dostać teraz nie więcej niż jednego amerykańskiego centa. Rubel jest na rynkach przyrównywany jedynie do tureckiej liry i argentyńskiego peso, czyli szoruje po dnie.
Dla przeciętnego Rosjanina oznacza to, że idą jeszcze cięższe czasy. - Kurs dolara jest bezpośrednio powiązany z cenami żywności. Więc jeśli pójdziemy do dowolnego sklepu, od razu zobaczymy, że wzrost cen żywności przekracza jakiekolwiek oficjalnie podawane wskaźniki - mówi Kamil, mieszkaniec Moskwy i kontroler finansowy.
Rubel nie był tak słaby od marca 2022 roku, czyli pierwszych tygodni tuż po rosyjskiej napaści na Ukrainę. Wtedy Kreml próbował ratować swoją walutę, każąc płacić światu za swoje surowce w rublach. Potem stopniowo zaczęły działać zachodnie sankcje - między innymi odcięcie rosyjskich instytucji finansowych od globalnego systemu rozliczeń SWIFT. - Biorąc pod uwagę też praktykę dotychczasową, Rosjanie są w stanie zaciskać bardzo mocno pasa. Już to widać wyraźnie we wskaźnikach gospodarczych. Rosjanie zaczynają zaciągać coraz to nowe kredyty, próbując spłacać stare kredyty. Również zaczynają mniej oszczędzać albo przestają oszczędzać pieniądze i płace realne zaczynają spadać - mówi Agnieszka Legucka, analityczka do spraw Rosji z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
- Chciałabym, żeby kurs rubla był stały, tak jak w czasach Związku Radzieckiego, ale tak nie jest. Jakoś jednak przetrwamy. Jakoś to będzie - uważa Walentina, mieszkanka Moskwy.
Szukanie kozła ofiarnego
Próbując ratować tonącą walutę, Centralny Bank Federacji Rosyjskiej drastycznie podniósł stopy procentowe z ośmiu i pół do dwunastu procent, ale nie uspokoiło to sytuacji. - Możemy zaobserwować irracjonalne zachowania podmiotów gospodarczych. Zarówno eksporterów, jak i importerów, gospodarstw domowych, firm. Mogą teraz spieszyć się, by wziąć na przykład kredyt, gdy wydaje im się, że jest jeszcze tani. To może skończyć się recesją już na przykład w październiku - ostrzega Jewgienij Nadorszyn, główny ekonomista "PF Capital".
Kreml zaczyna szukać kozła ofiarnego, bo przecież winny nie może być Putin i jego wojna. Odpowiedź daje Władimir Sołowjow. - To dzięki genialnej polityce naszego banku centralnego, który gardzi ludźmi pytającymi, o co chodzi - mówi Sołowjow.
Rosyjska propaganda przemilcza to, że słaby rubel jest korzystny dla władz, bo pozwala zmniejszyć deficyt budżetowy, dzięki czemu można wydawać więcej na armię. Spadek wartości rosyjskiej waluty o 1 rubla względem dolara zwiększa wpływy do budżetu państwa o około 1,5 miliarda dolarów, które można przeznaczyć na dodatkowe zbrojenia.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS