- Gdyby nie takie ośrodki i lekarze, wiele dzieci by umarło - mówi matka Weroniki, urodzonej w 24. tygodniu ciąży. Dziewczynka niedawno przeszła operację serca i znajduje się pod opieką kijowskich lekarzy. Zabieg został wykonany przez specjalistów z największego szpitala dla dzieci w Ukrainie, który latem został zbombardowany przez Rosjan. Placówka nadal działa, chociaż została poważnie uszkodzona. Leczy się w niej około pół tysiąca pacjentów.
To była zbrodnia wojenna - twierdzą ukraińskie władze. 8 lipca 2024 roku Rosjanie uderzyli w największy szpital dla dzieci w Ukrainie. W momencie ataku w Centrum Kardiologii Dziecięcej lekarze przeprowadzali operację. Pocisk uderzył w sąsiedni budynek.
- Nie można przerwać operacji, która trwa. Nie można tego zrobić, gdy serce już zostało zatrzymane, ponieważ pacjent umrze - podkreśla Wadim Tkaczuk, ordynator Oddziału Intensywnej Terapii Noworodka.
"Wiedziałam, że niezależnie od wszystkiego lekarze przeprowadzą operację do końca"
Według ministra zdrowia Ukrainy w momencie ataku w placówce przebywało ponad 600 dzieci. Dwie osoby zginęły, kilkadziesiąt zostało rannych.
- Pamiętam, jak sufit zawalił mi się na głowę. Spadły na mnie kwadratowe panele, ale pierwsze myśli zawsze krążą wokół pacjentów. Musiałem się upewnić, że przynajmniej część naszego oddziału funkcjonuje normalnie - wspomina Wadim Tkaczuk.
W zniszczonym szpitalu trwają prace remontowe, dlatego zespół Wadima Tkaczuka przeprowadza skomplikowane operacje na najmłodszych i najbardziej bezbronnych pacjentach w tymczasowym ośrodku.
- Gdyby nie takie ośrodki i lekarze, to wiele dzieci by umarło - mówi Anhelina Szewczuk, matka wcześniaka. Jej córka urodziła się w 24. tygodniu ciąży. Kobieta nie miała pewności, czy dziewczynka przeżyje, bo Weronika na świat przyszła z wadą serca, wymagającą pilnej operacji. W trakcie zabiegu zawyły syreny.
- Wiedziałam, że niezależnie od wszystkiego lekarze przeprowadzą operację do końca. Zabieg wiązał się z ogromnym ryzykiem. Moja córeczka jest bardzo mała, urodziła się za wcześnie. Na szczęście czuje się coraz lepiej i przybiera na wadze - twierdzi Anhelina Szewczuk.
"Pracujemy w gorszych warunkach, ale mamy tyle samo pacjentów"
Lekarze twierdzą, że przed atakiem Rosjan dysponowali dwa razy większą przestrzenią. Dziś brakuje im specjalistycznego sprzętu, ale mimo trudnych warunków nigdy nie odmawiają przyjmowania pacjentów. Gdy w Kijowie rozbrzmiewają syreny ostrzegające przed nalotami, a mieszkańcy szukają schronienia, personel szpitala pozostaje na swoich stanowiskach, aby opiekować się ciężko chorymi dziećmi.
- Nie jest możliwe ewakuowanie wszystkich pacjentów z oddziału intensywnej terapii do bezpiecznego miejsca, ponieważ niektórzy są podłączeni do respiratorów i potrzebują silnych leków - podkreśla Wadim Tkaczuk.
Ukraińskie szpitale musiały dostosować się do ciągłych ostrzałów i przerw w dostawach prądu. Według władz w placówkach w całym kraju rozmieszczono około 12 tysięcy generatorów mających zapewnić ciągłość działania w przypadku rosyjskich ataków na infrastrukturę krytyczną.
- Kobiety rodzą dzieci jak dawniej. Pracujemy w gorszych warunkach, ale mamy tyle samo pacjentów. (...) Byłem optymistycznie nastawiony, kiedy przetrwaliśmy Buczę, a nawet wtedy, gdy nie udało nam się obronić Mariupola. Wierzyłem, że wojna nie potrwa długo, ale teraz już nie jestem optymistą - mówi Illja Jemec, chirurg z Centrum Kardiologii Dziecięcej.
Według Światowej Organizacji Zdrowia od 24 lutego 2022 roku Rosja przeprowadziła około dwóch tysięcy ataków na placówki medyczne w całej Ukrainie.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Reuters