Każdego dnia ryzykują własne życie, żeby ewakuować cywilów z obwodu donieckiego. Tym, którzy nie chcą wyjechać, dostarczają żywność, lekarstwa i artykuły pierwszej potrzeby. "Białe Anioły", będące częścią donieckiej policji, niosą pomoc Ukraińcom od chwili rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na pełną skalę. Jeden z funkcjonariuszy w rozmowie z TVN24 BiS opowiedział o tym, jak wygląda ich praca.
Mimo ciągłego ostrzału i bliskości wroga regularnie dostarczają cywilom żywność i lekarstwa. Niosą też nadzieję. Jednak każda wyprawa w pobliże linii frontu wymaga odpowiedniego przygotowania.
- Przychodzimy rano na służbę, dostajemy instrukcję, sprawdzamy samochód i upewniamy się, że mamy wszystkie środki, na przykład kamizelki. Sprawdzamy, czy w samochodzie są apteczki. Przygotowujemy również trasę. To bardzo ważne. Są takie fragmenty dróg, które są bardzo trudne do przejechania, bardzo niebezpieczne - opowiada Witalij Bukarew z grupy "Białe Anioły".
Zobacz również: Damian Duda ratuje ukraińskich żołnierzy. "Siedem kilometrów, pod ostrzałem rosyjskim"
Witalij należy do "Białych Aniołów" - oddziału donieckiej policji, która od początku rosyjskiej pełnoskalowej inwazji niesie pomoc ukraińskim cywilom. Głównym zadaniem jednostki jest ewakuacja ludności z obwodu donieckiego, ale "Białe Anioły" dostarczają też pomoc humanitarną i przewożą rannych do pobliskich szpitali.
- Ci ludzie nas potrzebują. To dla nas wszystkich trudny czas. Musimy sobie pomagać. Razem jesteśmy silniejsi - mówi Waleria Czernikowa z grupy "Białe Anioły". - Spotykamy się z rodzinami, rozmawiamy z nimi, próbujemy nakłonić ich do wyjazdu - dodaje Paweł Djaczenko z grupy "Białe Anioły".
Jednak nie wszystkie próby ewakuacji kończą się sukcesem. Wiele osób, głównie starszych, nie chce opuszczać domów, w których spędziło większość swojego życia. Witalij twierdzi, że najłatwiej do wyjazdu ze strefy wojny nakłonić dzieci.
- Dorośli bardziej to przeżywają i łatwiej wpadają w panikę. Dzieci podchodzą do ewakuacji spokojniej. Myślę, że jest to związane z tym, że są to po prostu dzieci wojny. Od ponad roku żyją pod ostrzałem. Kiedy wyjeżdżają, wiedzą, że jadą gdzieś, gdzie jest bezpiecznie, że opuszczają piekło - mówi Witalij.
Ewakuowali kilkaset dzieci
W ciągu ponad roku "Białe Anioły" ewakuowały w bezpieczne miejsca kilkaset dzieci. Wśród nich jest roczny Serhij, który nie zna innej rzeczywistości niż ta wojenna. Kilka dni temu policjanci nakłonili matkę chłopca do opuszczenia rodzinnej miejscowości położonej zaledwie 10 kilometrów od linii frontu.
- W pobliżu linii frontu latają drony wroga. Kiedy jest jasno, te drony bardzo utrudniają nam pracę. Musimy poruszać się bardzo szybko. Wiemy, jak jechać, na których odcinkach należy przyspieszyć, gdzie przejechać pod drzewami, żeby nie było nas widać - zaznacza członek grupy "Białe Anioły".
Witalij przyznaje, że w pobliżu ich auta kilka razy spadły rakiety wroga. Mężczyźnie w pamięci szczególnie utkwiła ewakuacja trzyosobowej rodziny z Bachmutu. Opancerzonym pojazdem opuścili miasto, ale potem zaczęły się problemy.
- Kiedy wjechaliśmy do kolejnego miasta, zaczął się ostrzał. Pierwsza rakieta spadła z tyłu samochodu, druga zaraz obok i trafiła w budynek mieszkalny. Udało nam się przeżyć. Mieliśmy szczęście. Szkło się posypało, poleciały iskry, unosił się dym. Było strasznie, ale nikt nie został ranny. Nikt nie panikował. Później zorientowaliśmy się, że mieliśmy przebite opony i jechaliśmy na felgach - opowiada Witalij.
Mimo ciągłego niebezpieczeństwa "Białe Anioły" nie zamierzają rezygnować z pomagania cywilom. Reagują na każde wezwanie. 10-letniego Saszę ewakuowano dwukrotnie. Wiosną rodzina chłopca opuściła Krasnohoriwkę, ale musiała wrócić, by pomóc babci, która została w mieście. Kilka dni temu ich dom został ostrzelany przez Rosjan. Dziś, dzięki "Białym Aniołom", Sasza i jego rodzina są już bezpieczni.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Doniecka policja/"Białe Anioły"