"To jak strzał z bazooki" - tak obniżkę stóp procentowych w Polsce komentuje agencja Bloomberg. O zaskakującej decyzji piszą też inne media ekonomiczne na świecie, zastanawiając się, jak wpłynie to na sytuację gospodarczą Polski, zwłaszcza w kontekście nadchodzących wyborów.
Agencja Bloomberg porównuje gwałtowność ruchu NBP do "strzału z bazooki". Associated Press pisze, że nagła obniżka stóp procentowych "wzbudziła obawy, że bank centralny wkracza do polityki, by pomóc populistycznej partii rządzącej przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się w przyszłym miesiącu". Zagraniczna prasa gospodarcza pisze o "szokującej decyzji" i polityce całkowicie odmiennej od innych państw regionu.
Czeska taktyka
- Spójrzmy na Czechów. To jest bardzo ważne porównanie. To jest społeczeństwo, od którego możemy się dużo nauczyć. Czeskie społeczeństwo oczekuje od banku centralnego niskiej inflacji i stabilnego kursu. Boi się przedwczesnych obniżek stóp procentowych. I tak postępują tam bankierzy centralni. Wydaje mi sie, że Czesi troszeczkę patrzą dalej niż my. Pamiętajmy, że są od nas bogatsi i bardziej rozwinięci. I warto się od nich uczyć - mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING. Szef banku centralnego Czech Aleš Michl w jednym z wywiadów stwierdził , że nawet nie myśli o obniżce stóp procentowych, bo "niska inflacja jest fundamentem funkcjonującej w zdrowy sposób gospodarki oraz wzajemnego zaufania między ludźmi i firmami". Aleš Michl, w odróżnieniu od szefa NBP, jest skłonny przyznać, że inflacja w jego kraju to nie tylko wina wojny. "Dwie trzecie zeszłorocznej inflacji pochodziło z importu(...) Teraz to już jest inna historia. Celem jest uniknięcie wlewania nadmiernych ilości gotówki w gospodarkę" - stwierdził.
Im niższe stopy procentowe, tym do gospodarki wlewa się więcej pieniądza, co zwiększa inflację. Rozstrzał pomiędzy polityką polskiego i czeskiego banku centralnego jest porażający. Czesi już w lipcu zeszli z inflacją poniżej 9 procent. Mimo to ich główna stopa procentowa jest wciąż wyższa od polskiej. - Widać, że oni z największą determinacją walczą z inflacją. Mają największą świadomość, że inflacja po prostu niszczy gospodarkę i trzeba ją sprowadzić jak najszybciej do racjonalnego poziomu. No i wierzą, że ich gospodarka jest na tyle silna - tłumaczy Maciej Samcik, autor bloga "Subiektywnie o finansach". - Po prostu nikt sobie nie zadaje pytania, co będzie za rok. Ważne jest tylko, co będzie do 15 października - mówi profesor Witold Orłowski, Akademia Vistula, Politechnika Warszawska.
Wariant węgierski?
Jeśli potraktować decyzję NBP jako polityczne rozdawnictwo, to w Polsce rośnie ryzyko powtórki scenariusza węgierskiego. Przed wyborami w 2022 roku Viktor Orban na potęgę rozdawał pieniądze. W obawie przed utratą poparcia zamroził ceny wielu podstawowych produktów. Potem nastąpił ekonomiczny efekt jo-jo. - Moim zdaniem czeka to Polskę. Bo my mamy podobnie. Mamy czasowo obniżony VAT, mamy zamrożone ceny gazu i prądu, mamy też centralne sterowanie cenami - wyjaśnia doktor Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych.
Węgierska gospodarka do dziś nie potrafi wrócić do względnej równowagi. Inflacja jest wciąż najwyższa w Unii Europejskiej, co pociąga za sobą wysokie stopy procentowe. Przeciętny Węgier płaci ponad dwa razy wyższe odsetki od kredytu niż przeciętny Polak. Viktor Orban zapowiada jednocyfrową inflację jeszcze jesienią, ale jednocześnie planuje od początku 2024 roku podnieść akcyzę na paliwa, przez co ich ceny na Węgrzech mogą wzrosnąć - nawet do poziomu niemieckiego. Orban za swoje problemy wini nie Putina, a Brukselę i cały Zachód.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: tvn24