Dziennikarze agencji Reutera informują o tajnym programie nielegalnej aborcji, jaki od kilku lat ma prowadzić nigeryjska armia. Odbite z niewoli kobiety mają być zmuszane do usunięcia ciąży - często podstępem, siłą i wbrew ich woli. Dochodzenie wykazało, że do tej pory w ten sposób przeprowadzono ponad 10 tysięcy aborcji. By chronić tożsamość świadków i ofiar, zmieniono im głosy, ale ich świadectwa dotarły nawet do amerykańskiego Departamentu Stanu. Materiał "Faktów o Świecie" TVN24 BiS.
Pickupy nigeryjskich żołnierzy - jeden za drugim - wjeżdżają do wojskowego obozu. Wysiadają z nich kobiety i dzieci. Wierzą, że są bezpieczne - Wojownicy z Boko Haram wdarli się do naszego miasta. Złapali nas i wywieźli do lasu. Nigeryjscy żołnierze nas stamtąd odbili - opowiada Fati, Nigeryjka zmuszona do aborcji.
Dla Fati i dziesiątek tysięcy innych kobiet wyzwolenie z niewoli wcale nie zakończyło dramatu. Przeciwnie - rozpoczęło nowy. - Przywieźli nas do tego obozu i zaczęli usuwać ciąże - mówi kobieta.
Dziennikarze agencji Reutera zebrali zeznania 14 świadków i 33 ofiar. Przeanalizowali też wojskowe dokumenty i medyczne rejestry. Z ich wniosków wynika, że od co najmniej 2013 roku nigeryjska armia prowadziła tajny, systematyczny i nielegalny program aborcyjny na północnym wschodzie kraju, przerywając ciąże ponad 10 tysięcy kobiet i dziewcząt. Najmłodsze z nich miały 12 lat, a aborcje były przeprowadzane nawet w 8 miesiącu ciąży.
- To wszystko jest owiane tajemnicą, jeśli nie wejdziesz do środka, nie dowiesz się, co się tam dzieje - mówi jeden ze świadków, który chce pozostać anonimowy.
Według śledztwa dziennikarzy nielegalny proceder dotyczył kobiet porwanych przez bojowników Boko Haram - islamskich ekstremistów, którzy od 13 lat prowadzą wojnę z nigeryjskimi siłami w północno-wschodniej części kraju. Gwałty na nigeryjskich kobietach i dziewczynkach są powszechne wśród bojowników, a uprowadzone często są też zmuszane do seksualnego niewolnictwa i wydawane za mąż wbrew ich woli.
- Uratowane kobiety są przywożone do obozu. Niektóre są w ciąży, wtedy oddziela się je od reszty. Wojsko nie chce, żeby urodziły dzieci, które spłodzili ekstremiści z Boko Haram - wyznaje kolejny ze świadków, który chce pozostać anonimowy.
Drastyczne metody
Wielu Nigeryjczyków na północnym wschodzie wierzy, że dzieci, w których płynie krew bojowników, mogą później wystąpić przeciwko własnemu rządowi. Dlatego wobec ciężarnych kobiet są bezwzględni, a niektóre relacje są zbyt drastyczne, by przytaczać je w całości.
- Jednym kobietom podaje się pigułki, innym zastrzyki, ale są też takie, którym rozchyla się nogi, (...) wtedy zaczynają krzyczeć, potem każą im po prostu wstać i już jest po wszystkim - mówi jeden ze świadków, który chce pozostać anonimowy.
Tylko jedna z 33 kobiet i dziewcząt, z którymi rozmawiali dziennikarze Reutera, dobrowolnie wyraziła zgodę na taki zabieg. Według relacji ofiar większość aborcji przeprowadzono bez ich zgody kobiet, często siłą. Świadkowie przyznają, że gdy ciężarne stawiały opór, często były bite, chłostane, odurzane narkotykami lub związywane. Niektóre, poddano zabiegowi podstępem.
- Gdy przywieziono nas do obozu, wiele z nas chorowało, miałyśmy wysypki na całym ciele. Powiedzieli nam, że dadzą nam zastrzyk i wtedy się nam poprawi, ale kiedy go dostałam, zaczęłam krwawić i straciłam ciąże - wyznaje Felerin, Nigeryjka zmuszona do aborcji.
Wiele kobiet miało być przekonanych, że tabletki i dożylne leki, które dostają od wojskowych i lekarz, mają poprawić ich stan zdrowia i zwalczyć choroby, jak malaria. Niektóre nawet nie były świadome, że w ogóle są w ciąży.
- Nie wiedziałam, że noszę w sobie dziecko. Podali mi zastrzyk, wtedy poczułam, że muszę pójść się załatwić. Gdy wyszłam na zewnątrz przykucnęłam i zaczęłam mocno krwawić - opowiada Aisha, Nigeryjka zmuszona do aborcji.
Aisha straciła tak dużo krwi, że potrzebowała transfuzji. Udało się jej przeżyć, ale nie wszystkie kobiety poddane zabiegowi miały tyle szczęścia.
Wojskowi zaprzeczają dziennikarskim ustaleniom
Nigeryjscy wojskowi zaprzeczają, że w ich obozach i cywilnych szpitalach przeprowadzane są aborcje. W Nigerii taki zabieg jest dozwolony jedynie w przypadku ratowania życia kobiety.
- Taki proceder nigdy nie miał, nie ma i nie będzie miał miejsca. My tak nie robimy, jesteśmy wysoce profesjonalni, a przedstawiciele ONZ, którzy są tu obecni, mają wgląd w nasze działania - podkreśla gen. Christopher Musa, dowodzący kampanią wojskową w południowo-wschodniej Nigerii.
Doniesienia brytyjskich dziennikarzy o sytuacji kobiet w Nigerii wywołały już pierwsze międzynarodowe reakcje.
- Ten raport mnie głęboko poruszył, jest wstrząsający. Czekamy na dalsze informacje w tej sprawie - skomentował Ned Price, rzecznik Departamentu Stanu USA. Przewodnicząca komisji spraw zagranicznych brytyjskiego parlamentu wezwała władze w Londynie do przyjrzenia się tym zarzutom, a Amnesty International o to samo zaapelowała do nigeryjskich władz, które nie odniosły się jeszcze do wyników dziennikarskiego śledztwa.
Autor: Angelika Maj / Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS