W ten weekend mijają dwa lata, odkąd Rosja zaatakowała Ukrainę z trzech stron. To dwa lata wojny i nie ma Ukraińców, których życie by się nie zmieniło. Wielu straciło najbliższych czy dom. Jak informują żołnierze, do których dotarła stacja CNN, postępy na froncie są niewielkie, bo brakuje amunicji i żołnierzy. To jednak nie zmienia tego, że nie zamierzają się poddać.
Śnieg pada na rekrutów 3. Brygady Szturmowej ukraińskiej armii. Instruktorzy musztrują przyszłych żołnierzy bez taryfy ulgowej. Muszą ich błyskawicznie wyszkolić w zakresie walki w terenie i w mieście. Każda kobieta i mężczyzna są na wagę złota w walce, która może wrócić do kształtu z początku rosyjskiej agresji.
Dwa tygodnie temu z Litwy do domu wrócił 28-letni Serhij. - W tym stanie nie mogłem służyć. (...) Mam astmę, jednak teraz potrzebni są nasi najlepsi ludzie. Będę służył mojemu krajowi bez względu na okoliczności, aż do zwycięstwa - mówi rekrut armii ukraińskiej.
Członkowie brygady przekonują, że szkolą profesjonalistów, a nie mięso armatnie, jak robi to Rosja. Brygada pomagała w ewakuacji sił wycofujących się spod Awdijiwki, w której obecnie flagę zatknęli Rosjanie. Jednak wielu spośród rannych zostało na polu walki.
Strona ukraińska twierdzi, że w myśl zawartej umowy Rosjanie mieli ich ewakuować i wymienić na swoich jeńców. Zamiast tego Rosjanie opublikowali nagranie z martwymi ukraińskimi jeńcami. Brygada poinformowała, że zamiast wypuścić pojmanych Ukraińców, Rosjanie ich zabili.
To desperacka walka o przetrwanie Ukrainy. Jakoś trzeba uzupełnić braki po rannych i poległych w walce. W ośrodku rehabilitacyjnym we Lwowie terapeuci i protetycy pracują całą dobę, aby przywrócić do sprawności pozbawionych kończyn żołnierzy. Niektórzy z nich być może wrócą na front.
25-letnia Anastazja Sawka jest snajperem. W listopadzie weszła na minę na froncie w pobliżu Zaporoża. Jak mówi kobieta, "żołnierze walczyli tam w rozproszeniu niczym wiosenne przebiśniegi albo letnie stokrotki". - Nie mogliśmy się wydostać. Znaleźliśmy się pod ciężkim ostrzałem. Szczerze mówiąc, myśleliśmy, że tam zginiemy. Strzelali tak blisko nas. Myśleliśmy, że to koniec - opowiada.
Brakuje żołnierzy i amunicji
Olga Rudniewa jest dyrektorem kliniki wspieranej przez ukraińskiego przedsiębiorcę i amerykańskiego filantropa Howarda Buffeta. 80 procent pacjentów stanowią wojskowi. Wielu z nich jest po licznych amputacjach. Jak mówi Olga, dzieje się tak, ponieważ nie mogą trafić na stół operacyjny w ciągu tzw. złotej godziny, która jest kluczowa dla uratowania okaleczonej kończyny.
- Często ranni są ewakuowani po 10 godzinach od postrzału. Dzieje się tak, bo Rosjanie strzelają do naszych medyków. Zatem po dotarciu do punktu medycznego trzeba amputować kończyny ze względu na długotrwałe użycie opasek uciskowych. Stąd tak duża liczba amputacji - wyjaśnia Rudniewa.
Czytaj również: Ukraińscy piloci w F-16. Wołodymyr Zełenski pokazał nagranie
Nie dość, że nie mają ludzi, to brakuje im również amunicji. Obstrukcja w amerykańskim Kongresie w sprawie ustawy pomocowej sprawia, że czas działa na niekorzyść obrońców.
Stacja CNN skontaktowała się z sierżantem Mykołą, który walczy na odcinku frontu zaporoskiego, by zapytać go, jak wygląda sytuacją z amunicją i bronią. - Doskwiera nam katastrofalny brak zaopatrzenia, ludzi, amunicji do dział i czołgów. Zresztą dział i czołgów też nam brakuje - mówi żołnierz.
Korzystając z krótkiej przerwy w walce, żołnierze kupili własny małokalibrowy moździerz. Ma im służyć do obrony. Jednak im też brakuje amunicji.
W miarę jak Anastazja ćwiczy, powoli odzyskuje siłę, aby móc dźwigać karabin. Chce odzyskać sprawność i wrócić na front. - Myślę, że wszystko jest możliwe, ale cokolwiek się stanie, to musimy razem stanąć do walki, ponieważ wróg nadchodzi - podkreśla Anastazja.
Nikt nie chce, aby jego dzieci walczyły w wojnie. Część żołnierzy walczyła już dekadę temu z Rosjanami podczas pierwszej inwazji Putina.
Źródło: CNN
Źródło zdjęcia głównego: CNN