Okręty przewożące towary i badające oceany bez załogi na pokładzie - ta wizja przyszłości nadchodzi. I to szybciej, niż mogłoby się wydawać. Brytyjsko-amerykańska firma buduje właśnie najnowocześniejszą na świecie flotę statków badawczych, które mają odmienić żeglugę. Z przedstawicielami firmy porozmawiał reporter TVN24 BiŚ.
Limonkowo-zielony statek na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od podobnych jednostek. Jednak gdy przyjrzymy się bliżej, ujrzymy prawdziwą, technologiczną rewolucję. - Wyjątkowość naszych statków polega na tym, że od samego początku projektowaliśmy je z myślą, żeby były zrobotyzowane - tłumaczy Colin Field, dyrektor ds. systemów zdalnych w Ocean Infinity.
78-metrowy statek naszpikowany jest kamerami, mikrofonami, radarami, czujnikami GPS i systemami łączności satelitarnej. Wszystko po to, żeby ludzie siedzący w specjalnych centrach, mogli sterować statkiem.
- Statki nie mogą działać bez naszych lądowych centrów operacyjnych, a ja siedzę teraz w jednym z nich. Są to miejsca, w których mamy personel nawigacyjny, inżynieryjny i badawczy. Dzięki takiemu rozwiązaniu ktoś, kto chce nadal pracować w tej branży, ale nie jest już zainteresowany długimi morskimi rejsami, może nadal to robić. Różnica jest taka, że teraz każdy wieczór może spędzić z rodziną - wyjaśnia Field.
Czy to oznacza, że ten statek jest całkowicie bezzałogowy? Nie, bo według przepisów na pokładzie musi być kapitan, ale firma Ocena Infinity podkreśla, że liczebność załogi zredukowano do minimum.
- Optymalna liczba załogi na naszym statku to od ośmiu do dziesięciu osób. Nasze jednostki wykonują pracę, za którą normalnie odpowiedzialne byłyby większe statki, a te większe okręty mogą mieć na pokładzie 40 lub nawet 50 osób, więc już teraz zredukowaliśmy liczbę załogi o dwie trzecie - informuje dyrektor ds. systemów zdalnych w Ocean Infinity.
Chcą pomagać przy akcjach ratunkowych i poszukiwawczych
Pływający u wybrzeży Norwegii robo-statek jest właśnie testowany i ma być częścią floty o nazwie "Armada", składającej się z 23 jednostek. Wypuszczane z ich pokładów mniejsze, autonomiczne pojazdy będą przeprowadzać inspekcję podwodnych kabli transoceanicznych, gazociągów, a także farm wiatrowych.
- Będziemy wykorzystywać naszą flotę robotów także do przeprowadzania akcji ratunkowych i poszukiwawczych. Jesteśmy w stanie bardzo wydajnie mapować bardzo duże obszary dna morskiego, dzięki czemu z dużym prawdopodobieństwem możemy odnaleźć zaginioną jednostkę - wskazuje Field.
W ostatnich latach firma odnalazła między innymi wraki argentyńskiego okrętu podwodnego San Juan i koreańskiego statku handlowego Stellar Daisy. Ocean Infinity chce także rozwiązać jedną z najbardziej zagadkowych katastrof lotniczych. - Prowadziliśmy poszukiwania malezyjskiego samolotu pasażerskiego MH370. Rząd Malezji ogłosił niedawno, że chciałby wznowić poszukiwania tego samolotu, a nasza firma złożyła propozycję wzięcia udziału w tej akcji - przekazuje Field.
Eksperymenty w zakresie robotyzacji żeglugi są już prowadzone na całym świecie. W Norwegii pomiędzy jedną z fabryk produkujących nawozy, a lokalnym portem kursuje 80-metrowy pierwszy bezzałogowy statek towarowy o napędzie elektrycznym. W Japonii działają już autonomiczne promy, a podwodny robot firmy Sea-Kit zbadał niedawno erupcję podwodnego wulkanu Tonga na Oceanie Spokojnym.
- Opracujemy technologię i narzędzia, które pomogą tym zespołom pracować wydajniej. Uważamy, że pomoże to w ewolucji i cyfryzacji żeglugi - mówi dyrektor ds. systemów zdalnych w Ocean Infinity.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Ocean Infinity