To nie był lot pod specjalnym nadzorem, ale powinien takim być, bo odbywał się z prezydentem na pokładzie. W lipcu 2020 roku, kiedy trwała kampania przed wyborami prezydenckimi, Andrzej Duda wracał z Zielonej Góry do Warszawy. Samolot, którym podróżował prezydent ubiegający się o reelekcję, miał wystartować bez formalnej zgody. Powodem był fakt, że kontroler skończył już służbę. Dziennikarze portalu tvn24.pl ujawnili kolejne kulisy incydentu.
W czwartek w Sejmie odbyło się posiedzenie podkomisji do spraw transportu lotniczego, która zajmowała się sprawą lotu prezydenta Andrzeja Dudy z Zielonej Góry.
- Ten lot był przede wszystkim źle przygotowany. Nie można przygotowywać lotu tak, że nie wiadomo, czy uda się go wykonać zgodnie z przepisami - ocenia Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, poseł Platformy Obywatelskiej.
Chodzi o lot prezydenta Andrzeja Dudy z Zielonej Góry do Warszawy, który odbył się w lipcu ubiegłego roku w trakcie kampanii wyborczej. Maszyna z prezydentem na pokładzie wzbiła się w powietrze, mimo że na lotnisku kontroler zakończył już pracę, a załoga samolotu nie miała formalnej zgody na start.
- Kancelaria Prezydenta wiedziała, że lotnisko jest zamykane o 22, a pomimo tego dochodziło do nacisków na pilota - mówi Dariusz Joński, poseł Platformy Obywatelskiej.
Kulisy incydentu
W rozmowie z wieżą instruktor pytał: - Wieżyczko, jak to czasowo jest, bo tu z tyłu nas pytają najważniejsi pasażerowie, co się dzieje?
- Wszyscy zdają sobie sprawę z sytuacji, tak więc wszyscy robią, co mogą - odpowiedział kontroler.
- Wiem, ja rozumiem, no z tyłu nas też naciskają, dlatego pytam, żeby ewentualnie rzucić hasłem jakimś - powiedział instruktor.
Opublikowana rozmowa miała mieć miejsce tuż po godzinie 22, czyli po zamknięciu lotniska. Kontroler skończył służbę, ale mimo tego piloci rządowego samolotu pytali o start.
- Czas pracy lotniska został przedłożony do 22:30, więc lotnisko było otwarte. Czy służba ruchu była zapewniona? Formalnie nie działała wieża, natomiast cały czas pozostawała służba informacji powietrznej - mówił podczas czwartkowych obrad sejmowej komisji Maciej Wilk, członek zarządu Polskich Linii Lotniczych LOT.
Czas pracy samego lotniska został wydłużony, ale decyzja zapadła dopiero po godzinie 22. Jak ujawniają dziennikarze portalu tvn24.pl, kontroler informował wcześniej pilotów, że kończy służbę i nie może jej przedłużyć, w związku z tym formalnie nie może wydać zgody na start.
"Załoga czuła się pod presją"
W czwartek tvn24.pl poinformował także, że urzędnicy Andrzeja Dudy mieli wiedzieć o tym, że kontroler lotów w Zielonej Górze może pracować jedynie do godziny 22. Dziennikarze dotarli do korespondencji mailowej, która to potwierdza.
- Z korespondencji mailowej wynika jednoznacznie, że planująca tę wizytę prezydenta kancelaria wiedziała, że kontroler pracuje tylko do godziny 22, mimo to godzina startu była kilkakrotnie przesuwana - zwraca uwagę Grzegorz Łakomski, dziennikarz portalu tvn24.pl.
Początkowo start z Zielonej Góry z prezydentem na pokładzie był zaplanowany na godzinę 21:30, ale kolumna z Andrzejem Dudą znacznie się spóźniła. Na lotnisko dotarła chwilę przed godziną 22, czyli przed zamknięciem lotniska.
- Załoga czuła się pod presją. Wyrażenie, że naciskają na nich pasażerowie wskazuje ewidentnie na jakąś presję - uważa Maciej Lasek.
- Jeszcze raz powtórzę: nie było zagrożenia bezpieczeństwa, nie było złamania przepisów - zapewniał na sejmowej komisji Marcin Horała, wiceminister infrastruktury i poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Incydent z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy sprawdza Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Autor: Dariusz Prosiecki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24