Aktywistka Stowarzyszenia "Otwarte Klatki" zarejestrowała, jakie piekło można zgotować zwierzętom. Żeby opisać to piekło - ciężko znaleźć słowa. Oby łatwo znalazły się paragrafy, żeby je osądzić.
To, jaką cenę płacą zwierzęta, każdego dnia przez trzy miesiące rejestrowała zatrudniona na fermie świń pod Łodzią aktywistka Stowarzyszenia "Otwarte Klatki". Martwych prosiąt było tyle, że nie mieściły się w kontenerze, który miała opróżniać. - Ludzie muszą zobaczyć, jak wygląda rzeczywistość zwierząt na fermach - uważa Weronika ze Stowarzyszenia "Otwarte Klatki".
To ból od pierwszych dni życia. Prosiętom bez znieczulenia obcina się zęby i ogony. Niby po to, by się nie kaleczyły. Bez znieczulenia się je kastruje. - Gołą ręką i nie dać nawet paracetamolu, a cała reszta prosiaczków słyszy te krzyki. Już po pierwszym wiedzą, co jest czeka. Myślę, że to był dla nich ból, który wychodzi poza skalę rozumowania normalnego człowieka - dodaje Weronika.
Prokuratura o tym już wie. Jeśli zajmie się sprawą, lochom nie pomoże. Cierpią legalnie, bo prawo dopuszcza, by przez wiele tygodni były unieruchomione w kojcach. Mogą tylko wstać. - To jest niepojęte. To jest tak, jakbyśmy zamknęli się na kilka tygodni w budce telefonicznej. Albo jeszcze gorzej, bo tam moglibyśmy się obrócić, a one nie mogą - uważa Angelika Kimbort, radczyni prawna, Stowarzyszenie "Otwarte Klatki".
Konieczne zmiany
Jesienią Komisja Europejska ma przedstawić projekt nowych przepisów zakazujących chowu i hodowli zwierząt w klatkach. Co na to polski resort rolnictwa? Redakcja "Faktów" TVN usłyszała, że odpowiedź jest przygotowywana. - Konsumenci mają prawo też wiedzieć, w jaki sposób hodowane są zwierzęta, żeby móc później podejmować świadome decyzje - mówi Bogna Wiltowska ze Stowarzyszenia "Otwarte Klatki".
- Są (konsumenci - przyp. red.) skłonni zapłacić trochę więcej za jajko z hodowli, które nie wiąże się z cierpieniem zwierząt. Myślę, że społeczeństwo jest coraz bardziej świadome, a hodowcy muszą się z tym liczyć - alarmuje Angelika Kimbort.
Ci, którzy się nad zwierzętami znęcają, muszą się liczyć z więzieniem. W ostatnich tygodniach zapadły wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności. Gdy się uprawomocnią, pół roku za kratami spędzi właściciel lisiej fermy w Kościanie. Osiem miesięcy będzie musiał odsiedzieć właściciel sklepu zoologicznego w Nowym Sączu.
- Zwierzęta były bez dostępu do wody, były pogryzione, były chore. Dodatkowo na miejscu ujawniliśmy zwłoki dwóch małp. Jest to bardzo ważny wyrok. Pomimo tego, że nie jest prawomocny, ale wskazuje tutaj sąd dokładnie, że nie ma przyzwolenia na cierpienia zwierząt - wyjaśnia Sylwia Śliwa z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce, oddział w Krynicy-Zdroju.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: STOWARZYSZNIE OTWARTE KLATKI