- Mój syn jest chorym człowiekiem, więc absolutnie nie był to mord polityczny - mówi matka Stefana W. w pierwszym telewizyjnym wywiadzie po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Pani Jolanta, matka Stefana W., poinformowała znajomego policjanta o tym, że jej syn chce "zrobić coś spektakularnego". Chciałaby jeszcze raz przeprosić rodzinę Pawła Adamowicza.
Pani Jolanta już zawsze żyć będzie z piętnem matki mordercy prezydenta Gdańska. Nie chce pokazywać twarzy w pierwszym telewizyjnym wywiadzie po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Matka Stefana W. broni syna przed oskarżeniem o zamach z nienawiści do konkretnego polityka. - Ja jako matka tak uważam, że niestety mój syn jest chorym człowiekiem, więc absolutnie nie był to mord polityczny. Nie był - mówi.
Kobieta oskarża instytucje państwa, której jej zdaniem dopuściły do tego, że skazany za rozboje Stefan W. wyszedł na wolność, choć był człowiekiem niebezpiecznym. - Powiedział, że coś takiego spektakularnego zrobi, tak, ale co? Nie określił tego. Na tyle mnie to zaniepokoiło, że postanowiłam jednak to jakoś ujawnić - wspomina.
CZYTAJ WIĘCEJ: Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zaatakowany
Ostrzeżenie matki
Pani Jolanta powiadomiła znajomego policjanta o słowach syna, a ten zaalarmował Służbę Więzienną. Więzienni wychowawcy rozmawiali ze Stefanem W. i informowali policję o jego politycznych sympatiach i antypatiach. Stefan W. dał im wyraz zaraz po zamachu. Po zaatakowaniu nożem Pawła Adamowicza krzyczał: "Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz!".
- Ja myślałam o tym, że on będzie śledzony, po prostu, co robi, że ktoś będzie za nim chodził - mówi matka Stefana W.
Po tym, jak 13 stycznia doszło do morderstwa, przedstawiciele rządu przekonywali, że służby zachowały się zgodnie z prawem i procedurami.
- Ten człowiek był wielokrotnie badany zarówno przez psychiatrów zewnętrznych, nie pracowników Służby Więziennej, jak i przez psychologów - mówił ówczesny wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki.
- Zabrakło tutaj tego elementu dobrej wymiany informacji - ocenił ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński.
Sprawę bada prokuratura i zapowiada, że w grudniu zadecyduje, czy ktoś usłyszy zarzuty w związku z działaniami instytucji państwowych.
- Odpowiedź na to pytanie, w zakresie przekroczenia uprawnień bądź niedopełnienia obowiązków, zarówno przez funkcjonariuszy Służby Więziennej, jak i policji, będzie możliwa dopiero po uzyskaniu całości materiału dowodowego w tej sprawie - informuje Andrzej Kukawski z Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
CZYTAJ WIĘCEJ: Trzy alarmy, których nie usłyszano w sprawie Stefana W.
"Mamo, czy ja naprawdę kogoś zamordowałem?"
Stefan W. w trakcie śledztwa nigdy nie przyznał się do zabójstwa. Jego matka twierdzi, że cierpi on na schizofrenię i przez kilka miesięcy po zamachu nie było z nim kontaktu.
- Mnie się zapytał, mnie jedynej, której ufał najbardziej. Zapytał się: "czy to prawda? Mamo, czy ja naprawdę kogoś zamordowałem?" Powiedziałam: "tak, Stefan". "A kogo mamo?" I mu powiedziałam kogo. Wtedy on strasznie się rozpłakał - opowiada pani Jolanta.
Kobieta jest przekonana, że jej syn poniesie konsekwencje swego czynu. Bez względu na to, jaka będzie decyzja śledczych. - On sobie zdaje sprawę, że on już nigdy nie wyjdzie: czy to zza krat czy ze szpitala - mówi.
Pani Jolancie zostaje jeszcze próba odkupienia win. Nie swoich. Syna. Przed bliskimi jego ofiary.
- Chciałabym się z nimi spotkać tam, w Kościele Mariackim, przy urnie prezydenta, żeby on był też z nami w tym momencie. Pochylić się nad jego urną, pomodlić się za jego duszę i jakby w tym momencie przeprosić raz jeszcze jego rodzinę, i prosić o to, żeby nam przebaczyli - wyznaje.
Autor: Jan Błaszkowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24