Naczelny Sąd Lekarski ukarał naganą lekarkę, która wspierała ruch antyszczepionkowy. Ponownie rozpatrzona zostanie kwestia ewentualnego zawieszenia prawa wykonywania zawodu. Sąd lekarski uznał, że swoimi wypowiedziami lekarka nie pomagała pacjentom, lecz szkodziła.
Swoje kompetencje potwierdziła pięciodniowym kursem homeopatii z 1995 roku. Teraz stanęła przed Naczelnym Sądem Lekarskim. Katarzyna Bross-Walderdorff, czyli lekarka antyszczepionkowców.
Według niej i tych, którzy przyszli ją wspierać - leczy i zapewnia, że w jej przekonaniu stosuję wyłącznie metody udowodnione naukowo i dopuszczone w Polsce. Według lekarzy - szkodzi. I podważa niepodważalne, czyli jak uważa Grzegorz Wrona, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej: "największe osiągnięcie medycyny w ciągu ostatnich wieków, którymi są szczepienia".
Szerszej publiczności zaprezentowała się, gdy w Sejmie przekonywała do pomysłu zniesienia obowiązkowych szczepień. Na co dzień podróżuje po Polsce i zajmuje się homeopatią, której w Polsce nie uznaje się za medycynę. Za antyszczepionkowe wypowiedzi dostała naganę.
- 122 miliony osób zawdzięcza życie szczepieniom - przypomina doktor Jacek Miarka, przewodniczący Naczelnego Sądu Lekarskiego.
Sprawa będzie rozpatrzona ponownie
Zarzuty dotyczą leczenia bez zarejestrowanej praktyki i brak dokumentacji pacjentów. Właśnie za to sąd niższej instancji na rok zawiesił jej prawo wykonywania zawodu. Sprawę ku radości lekarki skierowano do ponownego rozpatrzenia.
- Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo pani doktor może dalej pracować, wykonywać zawód - informuje Andrzej Tetela, pełnomocnik Katarzyny Bross-Walderdorff.
Być może jednak nieszczepienie dzieci wkrótce nie będzie takie proste. Jest projekt ustawy, która miałaby umożliwić samorządom wprowadzenie szczepienia jako dodatkowego kryterium przy rekrutacji do żłobków i przedszkoli.
- Umożliwi wprowadzenie tych szczepień jako naprawdę kryterium punktowanego, a będą o tym świadczyły zaświadczenia, a nie oświadczenia rodziców - mówi Robert Wagner z Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej „Szczepimy, bo myślimy”.
Potrzeba 100 tysięcy podpisów
W środę marszałek sejmu dał zielone światło na zebranie stu tysięcy podpisów, które są potrzebne, by projekt złożyć w Sejmie. Około dwudziestu tysięcy już zebrano w izbach lekarskich.
- Swoich kolegów z Porozumienia będę namawiał do tego, żeby bardzo aktywnie włączyli się do zbierania podpisów pod tą inicjatywą - zapewnia Jacek Krajewski, prezes federacji"Porozumienie Zielonogórskie".
Twórcy projektu na zebranie podpisów mają trzy miesiące
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24