Wielu migrantów jest w lasach od ponad dwóch tygodni. Jedzą rzadko albo w ogóle. Wodę piją, jeśli znajdą jakiś strumień czy kałużę. Migrują nie tylko osoby starsze, ale też rodziny z dziećmi i kobiety w ciąży. Wielu z nich już nie może zawrócić do Mińska, bo - jak mówią - tam białoruskie służby ich biją i znów pędzą w stronę Polski. Tak było między innymi w przypadku grupy trzech mężczyzn z irackiego Kurdystanu.
Ekipa "Faktów" TVN spotkała koło Hajnówki grupę trzech migrantów. Mężczyźni pochodzą z irackiego Kurdystanu. W lasach między Polską i Białorusią spędzili już 15 dni.
- Siedem razy przechodziliśmy przez granicę i siedem razy polska policja nas zatrzymywała. Skuwali nam ręce i wyrzucali przez granicę z powrotem na Białoruś - opowiada Dilshad.
Jak mówią, już nie mogli zawrócić do Mińska, bo tam białoruskie służby biją migrantów i znów przepędzają w stronę Polski. Chcą dostać się do rodzin w Holandii, ale w Europie nikt nie chce dać im wizy, dlatego próbują przez Białoruś.
Grupa mężczyzn od wielu dni piła wodę zaczerpniętą gdzieś w lasach. Prawie nie jedli.
- Dzieci, kobiety, całe rodziny są po tamtej (białoruskiej - przyp. red.) stronie. Nie mają jedzenia ani wody. Tam były tysiące ludzi - mówi migrant z irackiego Kurdystanu.
Spośród tych tysięcy tylko mniejszość nie wymaga pomocy. Ludzie są głodni i cierpią z powodu zimna. Migrantom pomagają Medycy na Granicy - 43 wolontariuszy, którym władze już trzykrotnie odmawiały prawa wjazdu do strefy stanu wyjątkowego. Sytuacja jest dramatyczna - alarmują wolontariusze.
- Dość powiedzieć o dwóch kobietach w ciąży, którym udzielaliśmy pomocy. Jedna była w piątym miesiącu ciąży, druga była w dziewiątym miesiącu ciąży. I to USG, które wykonaliśmy - bo mamy przenośny aparat - to było pierwsze USG, które one w ogóle miały w tej ciąży - relacjonuje Jakub Sieczko, koordynator inicjatywy Medycy na Granicy.
Rodzice nienarodzonych dzieci byli wzruszeni, ale nie wiadomo, czy noworodki przyjdą na świat w bezpiecznym miejscu. Migranci, nawet ci z małymi dziećmi, boją się spotkania ze służbami mundurowymi, bo grozi to natychmiastowym wydaleniem z Polski. Dlatego wolontariusze, gdy ich pacjenci tak chcą, zostawiają ich w lesie.
- Dla nas - też jako dla rodziców - nie tylko dla medyków, ale też dla rodziców, dla lekarzy, którzy pracują z dziećmi, to jest obciążające psychicznie, że musimy kilkuletnie czy jeszcze mniejsze dzieci zostawić w środku zimnego lasu - mówi koordynator inicjatywy Medycy na Granicy.
Pomoc mieszkańców
Katarzyna Wappa z Hajnówki spotyka codziennie w trzykilometrowej strefie stanu wyjątkowego uchodźców i im pomaga.
- Oni wołają tylko o jedno: "water, water" (woda, woda - red.) i mają przerażenie w oczach - opowiada Katarzyna Wappa.
Bez pomocy mieszkańców pogranicza na wschodzie Polski ofiar kryzysu migracyjnego mogłoby być o wiele więcej niż dziewięć, o których wiemy.
- Raz czuje się satysfakcję, bo się zrobiło coś istotnego, czyli pomogło się jakiejś osobie. Kiedy indziej bezradność, bo skala jest ogromna - zaznacza mieszkanka Hajnówki.
Falę migrantów ma powstrzymać wysoka zapora wyposażona w system monitoringu oraz detekcji ruchu. W czwartek minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński przedstawił wizualizację zapory.
- Zapora, którą chcemy postawić na granicy z Białorusią, jest tak naprawdę symbolem determinacji państwa polskiego w ograniczaniu masowej, nielegalnej imigracji na teren naszego kraju - mówił na konferencji prasowej szef MSWiA.
Zapora o długości 180 kilometrów ma powstać do połowy przyszłego roku.
Autor: Andrzej Zaucha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24