Raport Najwyższej Izby Kontroli w sprawie wyborów kopertowych jest dla premiera Mateusza Morawieckiego miażdżący. Zadaniem kontrolerów Izby ich przygotowanie były pozbawione podstaw prawnych. Do prokuratury trafiły dwa zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. PiS mówi o kompromitacji NIK-u, opozycja chce dymisji premiera.
Marian Banaś, prezes Najwyższej Izby Kontroli, przedstawił w czwartek na konferencji wyniki kontroli NIK dotyczącej przygotowań do zeszłorocznych wyborów kopertowych, które się nie odbyły. Padły konkretne zarzuty pod bardzo konkretnym adresem.
- Decyzje, które zostały wydane 16 kwietnia 2020 roku przez pana premiera, nie miały podstawy prawnej – poinformował Marian Banaś. - Prezes Rady Ministrów nie miał podstaw do tego, żeby taką decyzję wydać – dodał Bogdan Skwarka, dyrektor Departamentu Administracji Publicznej Najwyższej Izby Kontroli.
Marian Banaś - prezes NIK-u - na razie nie złożył na premiera doniesienia do prokuratury, chociaż właśnie jego obciążył w raporcie jako tego, który wydawał decyzje, które podatników kosztowały ponad 70 milionów złotych. Tyle zapłacili wszyscy Polacy za wybory, które się nie odbyły.
- Nawet sytuacje nadzwyczajne, takie jak stan epidemii, nie mogą stanowić powodu do odstąpienia od konstytucyjnej zasady praworządności i od poszukiwania rozwiązań zapewniających gospodarne wydatkowanie środków publicznych – stwierdził Marian Banaś.
"Najbardziej odpowiednia decyzja"?
Mateusz Morawiecki i minister Jacek Sasin, który nadzoruje spółki Skarbu Państwa, przejęli - w opinii NIK - zadania, które należą według prawa, według konstytucji do Państwowej Komisji Wyborczej. Przygotowując wybory kopertowe, właściwie wyłączyli oni PKW z gry, choć nie mieli do tego prawa.
Wydawali decyzje, które powinna wydawać Państwowa Komisja Wyborcza, choć nie mieli do tego prawa. Poczta Polska - czyli państwowa spółka - żądała danych obywateli, choć też nie miała do tego prawa. To wszystko mogła robić tylko Państwowa Komisja Wyborcza.
Zaskakiwać może to, że na razie jedyne doniesienia do prokuratury, które złożyła NIK, to doniesienia na zarządy Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych i Poczty Polskiej.
PWPW drukowała karty do głosowania na wybory, które nie miały się prawa odbyć.
Poczta Polska miała de facto przeprowadzić proces głosowania w wyborach, które nie miały prawa się odbyć. Obie spółki wydały jednak na to pieniądze. Jak wykazała NIK – na polecenie premiera, na którego doniesienia na razie nie złożono.
Sekwencja wydarzeń
- Pan premier oraz szef kancelarii premiera działali zgodnie z prawem. Pamiętajmy o tym, jaki to był czas. Trudny czas epidemii, w którym trzeba było decyzje podejmować szybko – odpowiadał na zarzuty NIK Piotr Müller, rzecznik prasowy rządu.
To, co rzecznik premiera nazywa "działaniem zgodnym z prawem", NIK opisuje, przedstawiając taką sekwencję wydarzeń.
Decyzja o druku kart i o organizacji wyborów kopertowych została wydana przez premiera 16 kwietnia 2020 roku. Decyzje tą mogła podjąć tylko Państwowa Komisja Wyborcza.
Według NIK - już 15 kwietnia minister Sasin spotkał się ze spółkami Skarbu Państwa i dzielił zadania, choć nie było żadnej podstawy prawnej do takiego działania.
To wszystko się działo, choć 11 kwietnia najważniejsza prawniczka w kancelarii premiera napisała dla premiera opinię o wyborach kopertowych.
"Jeśli szef rządu podejmie taką decyzję, to musi liczyć się z odpowiedzialnością karną, odpowiedzialnością przed Trybunałem Stanu, ale również ewentualną dymisją i osobistą odpowiedzialnością finansową" – brzmi fragment opinii Magdaleny Przybysz, ówczesnej szefowej departamentu prawnego KPRM.
Kancelaria premiera - znając już tę opinię - zamówiła kolejne. Były wśród nich takie, które usprawiedliwiały działanie premiera. Ale była też i kolejna - miażdżącą dla szefa rządu - opinia Prokuratorii Generalnej, czyli instytucji państwowej.
"Ciężar odpowiedzialności"
Już po publikacji raportu NIK do siedziby PiS-u przyjechali wszyscy najważniejsi politycy. Premier także. Szef polskiego rządu nawet słowem nie odniósł się do zarzutów.
Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, zapytany o to, czy premier powinien podać się do dymisji, zaprzeczył, a zarzuty ze strony NIK nazwał "kompromitacją".
- W normalnym kraju Mateusz Morawiecki powinien podać się do dymisji – uważa Michał Kamiński, wicemarszałek Senatu. - Nigdy nie będzie zgody na to, by wyrzucać w błoto, w sposób niezgodny z prawem, pieniądze Polaków – dodaje Borys Budka z PO.
- Od zawiadomień do prokuratury ciężar odpowiedzialności tu dźwiga prezes NIK i warto, żeby go udźwignął – dodaje senator Krzysztof Kwiatkowski, były prezes NIK.
W podejmowaniu decyzji o organizacji wyborów brali też udział szef kancelarii premiera Michał Dworczyk i minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński.
Najwyższa Izba Kontroli potwierdziła "Faktom" TVN, że będą kolejne wnioski do prokuratury w tej sprawie.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24