Na jaw wychodzą kolejne informacje o procederze fałszowania certyfikatów covidowych w podkrakowskiej klinice MASMED, który ujawnili i pokazali reporterzy "Faktów" TVN i TVN24. Placówka w Zabierzowie nie dostawała szczepionek, bo nie była autoryzowanym punktem szczepień i tu pojawia się inny ośrodek - Centrum Medyczne MEDYK z Rzeszowa.
Wpisaliśmy do systemu, do którego dostęp mają tylko lekarze, PESEL każdej osoby, która zamiast szczepionki w klinice w Zabierzowie dostała plaster i sfałszowany certyfikat covidowy. Przy każdej osobie widnieje jedno nazwisko - pielęgniarki Danuty B.
- W sposób legalny wprowadzono dane pacjentów do systemu przez uprawnioną osobę, która posiada pozwolenie na wykonywanie zawodu. Nie ma tutaj żadnych śladów dokonanego nadużycia - wyjaśnia anonimowo informator "Faktów" TVN.
Na nagraniu z ukrytej kamery widać, jak pielęgniarka Danuta B. podchodzi do reporterki TVN24, ale zamiast igły ze szczepionką ma tylko plaster.
- Ja wszystko robiłam to, co powinnam, czyli szczepiłam. (Pacjentka - przyp. red.) jest rozebrana, zaszczepiona, przyklejony ma plaster. Zawsze na koniec się daje plaster - tłumaczy w rozmowie z "Faktami" TVN Danuta B..
- Ci pielęgniarze, lekarze, wszyscy są przeszkoleni, żeby mówić te regułki, które wypowiadają lekarze przy prawdziwym szczepieniu, czyli tak naprawdę musieli brać pod uwagę, że będą nagrywani. Chyba zakładali, że mogą być nagrywani dyktafonem - ocenia Olga Orzechowska, reporterka TVN24, która wzięła udział w pseudoszczepieniu.
Klinika nie była autoryzowanym punktem szczepień
- Niewykluczone, że przychodnia weszła w kooperację z inną przychodnią z kraju, z tego terenu i stąd miała w dyspozycji szczepionki, których mieć nie powinna - komentuje sprawę przychodni Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
Danuta B. - jak wynika z systemu, do którego dostaliśmy dostęp - w rubryce "miejsce szczepienia" zaznaczała Centrum Medyczne MEDYK w Rzeszowie, z którym była związana zawodowo. Jak wynika z oświadczenia szefa rzeszowskiej placówki - jako mobilna jednostka szczepień, czyli zewnętrzny podmiot, który pobierał i rozliczał się ze szczepionek.
- Każda osoba, która ma zalegalizowane tak zwane szczepienia wyjazdowe, może wziąć szczepionkę i wyjechać do innego punktu szczepień - wyjaśnia anonimowo informator "Faktów" TVN.
- Wiele osób szczepiących w danym podmiocie szczepi powiedzmy 100-200 osób tygodniowo, a jedna szczepi tysiąc, to to powinno moim zdaniem zwrócić uwagę - komentuje dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw pandemii COVID-19.
Z dokumentów wydania i zwrotu szczepionek, które udało nam się zdobyć, wynika, że Danuta B. pobrała trzy tysiące siedemset szczepionek, z czego zwróciła niewielką ilość. Jeżeli preparaty nie były użyte, musiały zostać zutylizowane.
- Byłoby to działanie na szkodę Narodowego Funduszu Zdrowia - informuje Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Policja po materiale "Faktów" TVN rozpoczęła dochodzenie w sprawie podkrakowskiej kliniki. Trwają przeszukania u osób, które mogły być zaangażowane w proceder fałszowania certyfikatów covidowych.
Za każde fikcyjne szczepienie, które kosztowało do tysiąca złotych, Danuta B. otrzymywała dodatkowo kilkadziesiąt złotych z NFZ.
Autor: Jacek Tacik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN