Śledztwo ma ustalić przyczyny pożaru budynku w miejscowości Pszów na Śląsku, w którym zginęło pięć osób. Dotarliśmy do nagrań z monitoringu, na których widać, jak błyskawicznie ogień ogarnia cały budynek.
Najpierw pojawia się dym, a niespełna trzy minuty później płomienie - na nagraniu, do którego dotarliśmy, widać, jak błyskawicznie rozprzestrzenia się pożar. Widać też ludzi, którzy wyskakują przez okna, by ratować życie.
Jedna z mieszkanek budynku opowiada nam, że gdy wraz z mężem poczuła dym, to na ucieczkę schodami było już za późno. - Tam już wszystko płonęło, zostało tylko trzecie piętro. Wyszliśmy z mężem najpierw na parapet, a potem na dach i tam czekaliśmy, aż uratują nas strażacy - opowiada kobieta.
Sąsiedzi przynieśli drabinę, próbowali ratować uwięzionych przez ogień. Bezskutecznie. Na miejsce jako pierwszy dotarł patrol policji, który znajdował się najbliżej. - Płomień był niesamowity. Nie dało się wejść do środka. Ci policjanci tam próbowali i jeden się zaczadził można powiedzieć. Karetka go zabrała - relacjonuje pan Bronisław Jóźwicki, świadek zdarzenia.
"Największa tragedia w historii miasta"
Pierwsze wozy straży pożarnej pojawiły się, gdy płomienie obejmowały dach budynku. Gaszenie ognia zajęło kilka godzin. Według świadków w hydrantach brakowało wody. W akcji brało udział prawie stu strażaków. Nie zdołali uratować pięciu osób.
- Rozwój pożaru był bardzo dynamiczny, w związku z czym najprawdopodobniej nie udało się tym pięciu osobom ewakuować w odpowiednim czasie z obiektu - przekazuje nadbrygadier Wojciech Kruczek, Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej.
Ciała znaleziono na drugim i trzecim piętrze. To czterech mężczyzn i kobieta. - Największa tragedia w historii miasta. Nie pamiętam osobiście takiego zdarzenia z tylu ofiarami. W dniu dzisiejszym ogłosiliśmy jednodniową żałobę też w mieście - mów Piotr Kowol, burmistrz Pszowa.
Okoliczności wyjaśnia prokuratura
Z niepotwierdzonych relacji wynika, że pożar zaczął się w kuchni na pierwszej kondygnacji. Na kuchence zapalił się olej, a potem ktoś próbował go gasić wodą. W budynku przebywało wtedy 17 osób. To głównie robotnicy, którzy wynajmowali w nim kwatery.
- Budynek nie był zgłoszony jako hotel. Co do charakteru działalności, którą prowadził właściciel tego budynku, tutaj ten charakter zostanie wyjaśniony - informuje Marek Wójcik, wojewoda śląski.
To istotne, bo prowadzenie oficjalnej działalności noclegowej wiąże się z szeregiem obostrzeń. - Między innymi właśnie w zakresie ochrony przeciwpożarowej, sanitarnej czy epidemiologicznej. Natomiast w przypadku takiego najmu okazjonalnego, krótkoterminowego takich obostrzeń nie ma - wymienia Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Ewakuowani trafili do hotelu. Uratowali życie, ale nie mają nic oprócz ubrań, w których uciekali.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne