Wilki zaatakowały psa na Kaszubach. Nie w lesie, ale na podwórku. Czworonóg na łańcuchu był bez szans, został zagryziony. Właścicielka zwierzęcia jest przerażona i zszokowana. Opowiada, że z mężem próbowali zareagować, ale atak trwał dwie minuty.
Wilki zaatakowały psa pilnującego gospodarstwa w Egiertowie na Pomorzu. - Psy są w spektrum zainteresowań tego gatunku, zwłaszcza w okresie zimowym, (...) kiedy brakuje trochę pokarmu, kiedy wilki też są zmęczone - przyznaje prof. Piotr Tryjanowski, kierownik Katedry Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Na filmie z monitoringu widać dwa drapieżniki, które wyciągnęły psa z budy, potem go przydusiły, wyszarpały z łańcucha, a na końcu powlekły go w pole, gdzie czekała reszta watahy.
Właścicielka psa opowiada, że wszystko działo się tak szybko, że na ratunek było już za późno. - To nie było tak, że myśmy nie zareagowali, bo mąż też w nocy wyszedł, psy alarmowały, ale to dosłownie były dwie minuty - mówi pani Monika Wróblewska.
Eksperci wskazują na powód ataku wilków
Na Pomorzu pojawia się coraz więcej wilków, ale zwykle są widywane gdzieś daleko w polach. Tym razem weszły na podwórko, porwały i zagryzły domowe zwierzę. - Jest strach, owszem, ale nie pozbędziemy się ich - mówi pan Rafał Dargacz.
Bobo, bo tak wabił się zagryziony kundelek, mieszkał w gospodarstwie pani Moniki od sześciu lat i - jak zapewnia właścicielka - był prawdziwym członkiem rodziny. Często biegał po polach i, jak przypuszczają naukowcy, mógł wtedy wkroczyć na terytorium watahy żyjącej w pobliżu, która ruszyła jego tropem.
- Są pojedyncze osobniki wilków, czy czasami całe wilcze rodziny, którym coś się w głowie przestawia, że przestają traktować już te psy jako własny gatunek i ewentualnego konkurenta, a zaczynają traktować jako źródło pożywienia - zwraca uwagę dr Maciej Szewczyk z Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego.
O ataku wilków poinformowano władze gminy.
Pies był na łańcuchu
Wilki są w Polsce pod ścisłą ochroną. Jeśli zabijają zwierzęta hodowlane, ich właściciele mogą ubiegać się o odszkodowanie. W wyjątkowych sytuacjach władze wydają zgodę na odstrzał pojedynczych sztuk.
Jak twierdzą obrońcy praw zwierząt, pies mógłby przeżyć, gdyby nie był na łańcuchu. - Wszystkie psiaki, które są na łańcuchach, to są zwierzęta, które są naprawdę biedne i naprawdę narażone na tego typu sytuacje - uważa Ewa Gebert z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt OTOZ ANIMALS.
W obronie właścicielki psa staje sołtys wsi, gdzie wielu mieszkańców trzyma psy na uwięzi. - Żeby nie chodziły luzem właśnie po wsi, bo też zdarzają się sytuacje, że wtedy kogoś pogryzą i też jest problem - mówi Angelina Arendt, sołtyska Egiertowa.
Właścicielka psa zapewnia, że Bobo, zgodnie z przepisami, na uwięzi był tylko nocą, nie dłużej niż 12 godzin.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: www.kaszubski24.pl