Akcja protestacyjna może wyglądać zabawnie, ale sprawa jest bardzo poważna. Stawką jest przyszłość zakładu pracy chronionej - spółdzielni "Równość" w Czersku na Pomorzu. Dla jego pracowników to być albo nie być. Zamówień jest coraz mniej, rachunki rosną i będą kolejne zwolnienia.
Śmieją się, choć nikt się nie cieszy. Przyszli tanecznym krokiem, ale w bojowych nastrojach. Do tańca prosi bieda, która zajrzała w oczy Spółdzielni Inwalidów. Kiedy wycofał się główny odbiorca kapci, zakład znalazł się na zakręcie, a wraz z nim załoga. Trwa walka o ocalenie 140 miejsc pracy. Krajowa rzeczywistość nie rozpieszcza. - Potrzebujemy zamówień. Na dzień dzisiejszy to tak naprawdę największy problem wszystkich zakładów, no i rentowność, koszty produkcji, koszty prądu, koszty ogrzewania, no i dodatkowo najniższa krajowa, na którą też, nie ukrywamy, koszty musimy ponosić w naszym zakładzie. To jest dla nas największy problem - wyjaśnia Maciej Duch, prezes Spółdzielni Inwalidów "Równość" w Czersku.
Taniec podczas protestu to osobliwy krzyk rozpaczy. - Nagłośnimy problem spółdzielni, jaki istnieje. Być może znajdzie się, w co głęboko wierzę, jakiś usługobiorca, który zechce przyjechać do Czerska - wyjaśnia Anna Bielawska-Jutrzenka, dyrektorka Centrum Usług Społecznych w Czersku.
Ponura przyszłość
W gminie bez pracy jest 960 osób. Praca jest tam głównie w usługach i w przemyśle drzewnym. Dla osób z niepełnosprawnościami, którzy szyją kapcie, ofert pojawia się jak na lekarstwo. Czy mogą liczyć na pomoc od państwa? Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych od tygodni pozbawia złudzeń. - Kluczem jest zachowanie płynności finansowej - wyjaśnia Dariusz Majorek, dyrektor Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w Gdańsku.
- To, że my borykamy się na dzień dzisiejszy z takim kłopotem, że nie możemy wypłacać wynagrodzeń, jeżeli chodzi o naszych pracowników, to nam blokuje możliwość pozyskania tych właśnie środków z PFRON-u - tłumaczy Maciej Duch. To błędne koło. Jednak na razie jeszcze walka trwa. Nawet poprzez protest. - Rekord został, co wyżej, ustanowiony, czyli po raz pierwszy coś takiego się tutaj odbywało. Warunkiem było minimum sto osób ubranych w kapcie, papcie domowe. No to się udało. Mieliśmy 494 osoby - mówi Paulina Garczyk, Biuro Rekordów w Poznaniu. Przy okazji sprzedano kilkadziesiąt par kapci. Może to dobra wróżba?
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN